Wędrówki po północnej Italii wiosną ...

Dzień pierwszy - Brescia... a w niej -

Sokół Italii - Falcone d'Italia. Jeden z największych zamków we Włoszech - Zamek w Brescii !
75 000 metrów kwadratowych zamkniętych w obrębie murów !
Znakomicie zachowany, mieści przebogate zbiory broni i jest kopalnią wiedzy na ten temat (Luigi Marzoli Arms Museum). Otoczony pięknymi ogrodami.
Można go zwiedzać nie tylko od strony powierzchni, ale także organizowane są wycieczki do podziemi, cystern, składów, całego podziemnego świata wydrążonego w skale.
W czasach rzymskich stała na jego miejscu potężna świątynia, potem chrześcijańska bazylika, a potem władcy z rodu Viscontich zaczęli rozbudowywać twierdzę, która szczyt swojej świetności osiągnęła w czasie panowania Wenecji.
Zobacz koniecznie !


Sokół Italii rozpościera skrzydła nad miastem !


Wenecki lew i współczesny dodatek !


Czyż nie są wspaniałe?


Pod zamkiem też jest co zobaczyć...



Od wewnętrznej strony bramy wita nas troszkę zatarty już przez czas fresk z herbem rodowym ówczesnych właścicieli zamku.



Trzeba się było trochę powspinać...


Z poziomu bastionów rozciąga się widok na piękne wille zanurzone w zieleni.


Zamek otoczony jest pięknym parkiem, a wyżej ogrodami.




Park jest ulubionym miejscem wypoczynku, więc mieszkańcy przybywają licznie.


A na parkingu i takie cuda można znaleźć.


Można też spędzić czas na sportowo !


Widok od strony ogrodów.


Od frontu jest piękny widok na starówkę i Nową Katedrę.



Wędrówki po północnej Italii - dzień 1. Brescia - od starożytności poprzez Longobardów i potem warstwa po warstwie... 


Wybierzcie się dziś ze mną do Brescii - pięknego starego grodu pomiędzy jeziorami Garda i Como. Warte jest poświęcenia mu przynajmiej jednego dnia.. Świetna baza wypadowa do jezior, ale także do Bergamo czy Mediolanu.

W starożytności znane było jako Brexia. Założone na długo przed przybiciem na te tereny Rzymian. Jedna z legend mówi, że założył je w czasach późnego brązu Cidnus, król Ligurów. Od jego imienia nazane jest wzgórze nad miastem, na którym wznosi się zamek będący tematem mojego poprzedniego postu. Wersję tą zdają się potwierdzać wykopaliska, które wskazują na istnienie osady sięgającej 1200 pne, a zamieszkałej przez Ligurów.

Potem w VII w pne, przyszło galijskie plemie Cennomanów, pokonane przez Rzymian w 225 r. pne. Potem Brexia pozostała sprzymierzeńcem Rzymu w kolejnych burzliwych wiekach i wcześnie, bo już w 41 r. pne jej mieszkańcy uzyskali status obywateli rzymskich. Wodę do miasta prowadziły akwedukty, a samo miasto cieszylo się wieloma budynkami użyteczności publicznej, pięknym Forum, wieloma śwątyniami, termami a także oczywiście teatrem. Resztki Forum i potężnej świątyni Jowisza są widoczne do dziś.

Potem przyszły katastrofy, jak zdobycie przez Wizygotów, najazd i złupienie przez straszliwych Hunów Atylli, czy też zdobycie przez Teodoryka Wielkiego, potężnego króla Gotów po upadku Zachodniego Cesarstwa. Potem kolejnymi panami Brescii byli Longobardowie, a po ich upadku - Frankowie w czasach Karola Wielkiego. Wczesny wiek XII przyniósł Brescii, podobnie jak wielu innym miastom północnej Italii, znaczną niezależność od władzy centralnej i władzę samorządu miejskiego. Następne wieki przyniosły konflikty z papiestwem, sąsiednimi miastami a także cesarstwem, czyli krótko mówiąc... ze wszystkimi... W sumie miasto wyszło z nich umacniając swoją niezależność i nie zostało zdobyte, czy zrównane z ziemią, jak nieodległy Mediolan... Dopiero gdy bezpośrednie niebezpieczeństwo się oddaliło, miasto stało się areną wewnętrznych konfliktów fakcyjnych, podobnie jak inne miasta Lombardii w tamtym okresie i w końcu stało się dziedziną przechodząca z rąk do rąk potężniejszych rodów z siedzibą w Weronie (rodu Della Scala), Mediolanie (Visconti), a w końcu przez Viscontich zostało sprzedane w 1426 r. Wenecji, która zatrzymała się tam na dłużej..

Warto przypomnieć jednak pewne rysy Brescii, które stanowią o jej odrębności od innych północnowłoskich miast. Trzeba pamiętać o jej roli w rozwoju skrzypiec, a właściwie wielu różnych instrumentów smyczkowych używanych w późnym średniowieczu i renesansie. To tu właśnie od 1530 r. jeden z instrumentów nazywano violin (skrzypce), która to nazwa przyjęła się i upowszechniła. Brescia była też miastem urodzenia Arnolda z Brescii, wpływowego średniowiecznego myśliciela i reformatora Kościoła, którego działalność reformatorska przegrała jednak z konserwatywnymi nurtami w papiestwie i cesarstwie, doprowadzając do jego skazania za udział w próbie zorganizowania samorządnego Miasta Rzymu w 1155 r.

Kres świetności Brescii położyło zdobycie, złupienie i okupacja miasta przez wojska francuskie (1512 - 1520). Miasto później powróciło pod władzę Wenecji i pod nią pozostało aż do upadku Republiki Weneckiej znowu z rąk Francuzów w 1797 r.

Z czasów starożytności zachowały się resztki Forum z wspaniałą świątynią trójcy kapitolińskiej (Jupiter, Junona, Minerwa) wraz z pomieszczeniami pod świątynią, gdzie są wciąż prowadzone prace wykopaliskowe. Na wschód od świątyni i Forum leżą resztki teatru miejskiego na 15 000 miejsc, częściowo zabudowane późniejszymi pałacami. Idąc jeszcze na wschód dochodzimy do wspaniałego zespołu klasztornego San Salvatore - Santa Giulia, mieszczącego bazylikę wybudowaną przez longobardzkiego króla Desideriusa i jego żonę, Ansę w 753 r. Bazylika łączyła elementy architektury longobardzkiej, zdobnictwa bizantyjskiego z późniejszym stylem karolińskim. Oczywiście kolejne epoki zostawiały też swoje ślady, ale jest i tak jednym z najwspanialszych zachowanych świadectw z czasów panowania Longobardów i Karolingów. Przechowywany jest tam również wspaniały Krzyż Desideriusza oraz unikalną skrzynkę z kości słoniowej z IV w ne. będącej prawdopodobnie relikwiarzem.

Kolejnym wspaniałym zabytkiem jest surowa Duomo Vecchio (Stara Katedra) z XI w, zbudowana na miejscu jeszcze starszego kościoła, z czasów którego pochodzi krypta z freskami.

Piękna jest także Duomo Nuovo, rozpoczęta w 1604 r, a skończona dopiero w 1825 r. Idąc troszkę dalej dochodzimy do imponującego renesansowego Palazzo della Loggia, przy placu o tym samej nazwie, gdzie mieści się obecny ratusz miejski.

Zachwycający jest także pochodzący z XII/XIII w. ratusz miasta Broletto z pięknymi podcieniami. Potem można sobie pobłądzić po placach i zaułkach, napawając się atmosferą miasta, zatrzymując na kawę i Aperol... odpoczywając od bólu nóg po całym dniu wędrówki... cała radość i urok Italii...

Wnętrze Santa Maria in Solario, XII w. kaplica wewnątrz kompleksu klasztornego San Salvatore ze wspaniałym Krzyżem Desideriusza i oryginalnymi freskami.



Najstarszy ze skarbów obecnego muzeum San Salvatore - znakomicie zachowany, unikatowy, wykonany w IV w w kości słoniowej relikwiarz.

Wnętrze Bazyliki San Salvatore, zbudowanej w połowie VIII w. przez króla Longobardów Desiderusza.

Wnętrze kościoła Santa Giulia w kompleksie klasztoru San Salvatore. 


Dziedziniec klasztoru San Salvatore. 


Świątynia 3 bóstw kapitolińskich (Jowisz, Junona, Minerwa) na Forum rzymskiej Brexii.

Plan Forum Romanum z jednej strony zamkniętego przez świątynię, z drugiej przez potężną bazylikę z kolumnadą. 

Ocalełe fragmenty bazyliki wbudowane w ściany późniejszych budowli. 

Piękna, surowa Stara Katedra (Duomo Vecchio) z XII w. 

Wnętrza Duomo Vecchio. 

Poziom niżej znajduje się starsza krypta z czasów longobardzkich.

A w niej współczesny, lecz moim zdaniem wyjątkowo piękny w swej prostocie krucyfiks.

Nowa Katedra (Duomo Nuevo) rozpoczęta w XVII, skończona w XIX w. 

Wnętrze Nowej Katedry. 

Centralny Plac miasta rozciąga się dalej niż Stara Katedra i daleko aż za Stary Ratusz.

Stary Ratusz (XII/XIII w). Tu z balkonu ogłaszano ważne wieści, a dzwony na wieży głosiły chwałę zwycięstw lub grozę niebezpieczeństw.


A tu Nowy Ratusz (renesansowy) obecnie też siedziba władz miasta. 


Urokliwe zaułki Brescii. 

A na koniec akcent współczesny- całkiem interesująca fontanna na podwórcu jednego z Palazzo.



Wędrówki po północnej Italii - dzień 2. - niedoceniane miasto Como.


Teraz zapraszam nad jezioro Como.
Wiem... słynne jest ze wszystkich willi tego i tamtego, ale zanim wyruszycie na jezioro, nie zapominajcie o samym mieście Como...
Wydaje się nieduże, ale to stąd wywodzili się słynni rzymscy naukowcy Pliniusz Starszy i Pliniusz Młodszy. Oczywiście poza nauką mieli też wiele innych zajęć, Starszy dowodził armiami i flotą, był przyjacielem Vespasiana, a Młodszy był nie byle jakiej klasy prawnikiem.

W średniowieczu Como rywalizowało ostro z Mediolanem, stając po stronie cesarza Fryderyka Barbarossy, czego widzialnym śladem jest wspaniała brama miejska Porta Torre.
Como jest piękne, pełne zabytków. Jego katedra, której budowa trwała 350 lat, jest pełna wspaniałych arrasów, a i z zewnątrz zachwyca. Obok niej jest typowo lombardzkie broletto - na piętrze sprawowano zarząd miastem, na dole był piękny portyk służący jako miesce zgromadzeń, wymierzania sprawiedliwości, a w inne dni - miejsce targu, spotkań, przechadzek. Broletto w Como jest znacznie starsze od katedry, pochodzi z czasów Longobardów i jest na niższym poziomie niż katedra - bo z czasem budowano na kolejnych warstwach.

Jest wiele jeszcze do zobaczenia i posmakowania w tym pięknym miasteczku... sprawdźcie sami. Koniecznie wjedźcie kolejką na wzgórza ponad miastem, do Brunate pełnego pięknych willi z genialnym widokiem na jezioro... pójdźcie na targ Mercato Communale... a na koniec zahaczcie o Tempio Voltiano, muzeum poświęcone innemu znakomitemu obywatelowi Como - Alessandro Volcie, któremu zawdzięczamy lekcje z fizyki o napięciu prądu... i wiele więcej.

Jezioro Como zachwyca od czasów starożytnych...


Nad miastem istniejącym od czasów antyku góruje koronkowa katedra, z wnętrzem zapierającym dech w piersiach.


Katedra od tyłu.


Porta Torre, XII w.


Fragment średniowiecznych murów miejskich.


Broletto - widok od strony centralnego placu starego miasta. 


Podcienia broletto - najstarsze kolumny pamiętają Longobardów. 


Broletto od drugiej strony.


Plac przed katedrą otaczają liczne Palazzo - siedziby najważniejszych rodów miasta.


Uroczy jest spacer uliczkami i placami starówki.



Muzeum Alessandro Volty na wzór świątyń antycznych.


Nad jeziorem rozciąga się piękna zielona promenada.


A wokół brzegów jeziora stoją niezliczone domy i wille...


A i ja tam byłam i wino piłam... 


I mój syn też... fajnie jest mieć dzieci, które dzielą tą samą pasję historyczną.




Wędrówki po północnej Italii - dzień 2. - cudowna koronkowa katedra w Como.


Cudowna katedra w Como. Chyba ze wszystkich najbardziej mi się podobała z widzianych na północy Włoch. Chociaż znacznie mniejsza od monumentalnej katedry w Mediolanie, zachwyciła wystrojem, detalami, witrażami oraz wspaniałą kolekcją arrasów. Inne katedry, choć wieksze i słynniejsze, bardzo często sa w środku mocno ogołocone z wyposażenia, lub wyposażenie to pochodzi z późniejszych epok, głównie z baroku. Tu można było dotknąć i zachwycić się wystrojem znacznie wcześniejszym, bogatym, lecz nie przeładowanym... Po prostu uczta dla oka i ducha...

Określa się ją jako ostatnią gotycką katedrę Włoch, gdyż jej wznoszenie na fundamentach wcześniejszej romańskiej świątyni rozpoczęto w 1396 r, 10 lat później niż słynnej świątyni mediolańskiej, a ukończono dopiero w 1770 r. zwięczając ją rokokową kopułą. Łączy więc w sobie zdumiewająco płynnie elementy epoki gotyku, renesansu, baroka...

Po prostu cudowna... Nie dziwota, że budowano ją aż 374 lata...


Katedra od strony głównego placu starego miasta.


Katedra z boku.


I druga strona od podcieni broletto. 


Portal boczny od strony broletto. 


Katedra od tyłu z widokiem na rokokową kopułę, najpoźniejszy element budowli.


Nawa główna w stronę ołtarza.


Nawa główna w stronę głównego wejścia.


Widok z nawy bocznej, pośrodku piękne nietypowo wbudowane w bok organy. 


Organy widziane od frontu. 


Ołtarz główny.


Rokokowa półkopuła nad ołtarzem głównym. 


Kopuła wieńcząca katedrę (XVIII w). 


Katedra szczyci się kolekcją wspaniałych arrasów. 



Wędrówka po katedrze to wędrówka poprzez czas od późnego antyku ...



... poprzez wczesne średniowiecze... 


poprzez gotyk i renesans ...


... aż po późny barok. 



Wędrówki po północnej Italii - dzień 2. 

Wille jeziora Como.

Po wstępie jakim jest zwiedzania miasta Como czas na wyprawę statkiem i podziwianie jeziora Como i jego słynnych willi.
Jest ich dziesiątki, wiele ma prywatne przystanie, niekiedy - o dziwo, na brzegu pojawiają się też całkiem zwykłe domy... Są miejsca gdzie np. pielgrzymują wielbiciele Gwiezdnych Wojen (Villa Balbianello - tam był kręcony ślub Anakina Skywalkera i Padme Amidali, o czym kiedy indziej). To zresztą nie jedyny film tam kręcony - inne to np. Casino Royal z serii Bondów.
Jezioro Como to także piękne, bardzo klimatyczne małe miasteczka z których najbardziej znane jest chyba Bellagio, o którym też troszkę później...
Inna słynna willa to Villa Carlotta w Tremezzo z cudownymi ogrodami, swego czasu należąca do księżnej Marianny Orańskiej, związanej z historią ziem obecnie należących do Polski.
Do niej należał majątek, a w nim słynny pałac w Ząbkowicach Śląskich. Warto jej się bliżej przyjrzeć, bo postać to nietuzinkowa. A wracając nad Como, swoją willę w prezencie ślubnym dała córce Charlottcie i stąd Villa Carlotta.

Błękity Jeziora Como


Villa Carlotta i jej ogrody.



Miasteczka i wioseczki wokół Jeziora Como.





I wille, wille wokół jeziora... te słynne i mniej znane, a także domy zwykłych ludzi... 





O tej porze kwitną wspaniałe wisterie.. 


... pod którymi można się schować....


Wędrówki po północnej Italii - dzień 2. 

Willa Balbianello - tam gdzie Anekin poślubił Amidalę. 

To tu nad jeziorem Como jest miejsce pielgrzymek wielbicieli Gwiezdnych Wojen... Tu Anekin Skywalker poślubił Padmee Amialę..
Cudowna willa Balbianello, tonąca w ogrodach. Jej dwie wieże są pozostałościami klasztoru z XIII w...
W 1787 r. klasztor przebudowano w willę.
Po wiekach była własnością słynnego rodu Viscontich, teraz jest w rękach narodowego trustu.
Można w niej wziąć ślub... lepiej szybko, bo cóż... nie jest to tania przyjemność, a im dłuższa uroczystość, tym więcej kosztuje....
Ale miejsce... bajeczne !
Oprócz Gwiezdnych Wojen willa pojawiała się w wielu innych filmach, między innymi w Casino Royal w serii Bonda.

Widoczne wieże to dzwonnice XIII w. klasztoru na tle bliskich już Alp.







Wędrówki po północnej Italii - dzień 2. 

Bellagio - czar północnej Italii w pigułce...

Długi był ten drugi dzień wędrówek, dzień nad Jeziorem Como. Punktem zwrotnym naszego rejsu po jeziorze było miasteczko Bellagio, położone urokliwie na szczycie cypla rozdzielającego dwa ramiona jeziora. Najlepiej widać je z Punta Spartivento - punkcie widokowym na samym północnym krańcu miasteczka. 
W czasach antycznych u podnóża wzgórza, na którym dziś króluje Willa Serbelloni, mieścił się rzymski garnizon, a następnie kolonię osadników zachęcanych do przybycia przez Juliusza Cesara. Wśród nich było także 500 Greków z Sycylii, którzy wprowadzili w te okolice sporo nowości rolnych, m.in. uprawę oliwek, kasztana jadalnego czy wawrzynu. 
W Bellagio miał swoją willę Pliniusz Młodszy, a o samym miejscu wspomina także inny słynny odwiedzający - sam Wergiliusz !
Kolejne stulecia przyniosły nawał Longobardów, Franków, zamieszanie i zmienne sojusze w czasach wojen między cesarzami niemieckimi a Ligą Lombardzką miast północnej Italii, a potem między sojusznikami papieża a poplecznikami cesarzy... Tak minęły wieki i w końcu XIII w. Bellagio dostało się pod władzę rodu Viscontich i ich księstwa Mediolanu. Od 1533 r. Bellagio należało przez 250 lat do znamienitego mediolańskiego rodu Sfondrati, a po ich wygaśnięcu przeszło w ręce hrabiego Alessandro Serbelloni, od którego pochodzi nazwa najsłynniejszej willi w Bellagio. Willa Serbelloni, zbudowana na zboczu nad miastem ma długą przeszłość. Podobno w starożytności tu właśnie stała Villa Tragedy wspomnianego Pliniusza Młodszego. Potem na jej miejscu stał zamek zburzony w 1375 r, a następnie kolejne wille, aby w końcu hrabia Sebelloni nadał jej obecny kształt i zatopił we wspaniałych ogrodach, które są dziś dostępne publiczności. Sama willa została przekształcona w luksusowy hotel i nie można jej zwiedzać. 
Kolejnym wspaniałym budynkiem jest Willa Melzi d'Eril, zbudowana w XIX w. Jej wspaniałe angielskie ogrody również są dostępne...
Poza wspaniałymi willami i hotelami, Bellagio to również romantyczne zaułki z mnóstwem knajpek i sklepików, piękna Bazylika San Giacomo z XII w. z potężną dzwonnicą, której dolne partie należą do dawnych fortyfikacji miasta. 
A na koniec dochodzimy do wspomnianego Punta Spartivento z unikalnym widokiem na dwie odnogi jeziora. Bellagio to uczta dla oka, podniebienia ale także serca... 


Urokliwe uliczki, czarujące widoki... 





Domy wznoszono także na fundamencie murów obronnych miasta



Wspaniałe wille na zboczach toną w ogrodach... 




Centralny ołtarz bazyliki łączy wiele stylów i wiele epok....


... podobnie jak główna nawa.


Z placu przed bazyliką idziemy w stronę Punta Spartivento, ze wspaniałym widokiem na Jezioro Como.


Tu właśnie spotykają sie obie odnogi jeziora.


Na samym końcu cypla można usiąść na kamieniach na tle wspaniałej panoramy.


A gdy spojrzymy za siebie, to zobaczymy słynna promenadę pełną hoteli i restauracji.


Później sobie tą promenadą powoli wracamy w stronę przystani skąd wyruszymy w drogę powrotną.





Wędrówki po północnej Italii - dzień 3. 

Potężny Mediolan. 

W zasadzie Mediolan tylko polizałam... Potężne i starożytne miasto tylko zamrugało do mnie, ale cóż... czasu nie da się rozciągnąć, a ja musiałam dojechać na nocleg w okolice Genui, więc miałam na Mediolan tylko pół dnia. W zasadzie to wolałabym spędzić te parę godzin w Pawii, cudownej stolicy Longobardów, ale nie zawsze uda się przeforsować swój punkt widzenia... Tak, słynna katedra w Mediolanie w stylu płomienistego gotyku, słynna Galeria Wiktora Emmanuela II, Zamek Sforzów, kościół Matki Boskiej Łaskawej z najbardziej znanym freskiem Leonarda da Vinci - Ostatnią Wieczerzą... tak więc jest to punkt obowiązkowy, a że mnie ciągnie do wcześniejszych epok i zabytków, to już inna sprawa...
Samo miasto, drugie największe we Włoszech po Rzymie, liczy sobie ok. 1,4 miliona mieszkańców, nie jest więc jakimś straszliwym molochem. Niewątpliwie jest magnesem na turystów, których przybywa tu rocznie do 9 milionów !
Założony przez Galów Insubrów w VI w pne, na arenę dziejów wkroczył, jako Mediolanum, stając się największym ośrodkiem miejskim północnej Italii w czasach Rzymu. Ogromnie zyskał na ważności gdy cesarz Dioklecjan przeniósł do niego z Rzymu stolicę Zachodniego Imperium Rzymskiego. To tu Konstantyn Wielki wydał swój Edykt Mediolański w 313 r. zrównując chrześcijaństwo w prawach z innymi religiami w państwie. Czasy jego starożytnej wielkości skończyły się w 402 r ne. gdy stolicę przeniesiono do Rawenny, a zagłada przyszła w 538 r ne, gdy został zdobyty i doszczętnie złupiony przez Gotów. Longobardowie, następni zdobywcy i władcy północnej Italii, nawet o nim nie myśleli jako o swojej stolicy, lecz ustanowili ją w nieodległej Pawii.
Zamożność i znaczenie wróciło jednak do miasta. W XI i XII w. Mediolan stał się na powrót ważnym centrum handlowym i zaczął powiększać swoją władzę walcząc o terytoria z innymi okolicznymi miastami, w tym z Pawią i opisywanym przeze mnie w poprzednich postach Como. Przyniosło to konflikt z cesarzami niemieckimi i zburzenie miasta w 1162 r. przez cesarza Fryderyka Barbarossę. Jednak Mediolan podniósł się po raz kolejny i przez następne dwa wieki budował swoje znaczenie i dobrobyt.
W 1329 r. ród Visconti zdobył panowanie nad miastem i rozpoczął ekspansywną politykę, doprowadzając do powstania potężnego księstwa Lombardii. W 1450 r. po bezpotomnej śmierci ostatniego Visconti władzę przejęli Sforzowie (z tej rodziny była nasza królowa Bona). Ich panowanie to szczyt potęgi i wspaniałości miasta. To w tym okresie da Vinci tworzył i mieszkał w tym mieście, to tu można oglądać jego Ostatnią Wieczerzę i bogate muzeum poświęcone jego pracy i twórczości.
W 1535 r. księstwo i miasto przeszły pod panowanie Hiszpanów, potem Austrii, a w końcu w 1861 r. włączono je do świeżo powstałego Królestwa Włoch. I wtedy zaczęła się trzecia zlota epoka w dziejach miasta, które stało się potężnym centrum przemysłu, fiansów i handlu. Zrealizowano szeroko zakrojoną przebudowę miasta, powstały słynne budowle, jak teatr La Scala, Galeria Wiktora Emmanuela II i całe centralne dzielnice zabudowane w stylu Art Nouveau.
To taka krótka galopada po ponad 2500 latach istnienia miasta...
Jak wspomniałam, ja dałam radę tylko dotknąć jego historii i myślę, że muszę tam jeszcze wrócić...
Dziś opowiem o tym co zobaczyłam...

Na pierwszy ogień poszedł Zamek Sforzów, wspaniała budowla o wyraźnie renesansowych rysach, reprezentacyjna i obronna zarazem. To tu gościł Leonardo da Vinci malując Cecylię Gallerani, znaną nam jako Dama z Łasiczką...
To stąd wywodziła się nasza królowa Bona, choć nie długo dane jej było mieszkać w rodowej siedzibie...





Na jednym z kapiteli herb rodu Viscontich, potem dokooptowany do herbu Sforzów - smok pożerający dziecię...


Głowna brama wjazdowa, widok od strony miasta.


Też sobie tu chętnie na chwilę przysiadłam...


Potem spacerem przez centrum miasta na Plac Katedralny aby zobaczyć słynną mediolańską katedrę. Trafił nam się niestety pochmurny dzień więc katedra nam sie nie "zapaliła" w słońcu.
Ale wrażenie i tak zrobiła....
Podobnie jak katedrę w Como budowano ją od 1386 r. przez kolejnych pięć stuleci...
Ale wnętrze znacznie mniej do mnie przemówiło niż katedry w Como... jakoś było znacznie bardziej puste i jakby .... ogołocone...


Dla mnie najbardziej imponujące były odlane z brązu główne drzwi do katedry.


Na Placu Katedralnym stoi potężny pomnik Wiktora Emannuela II - pierwszego króla zjednoczonych Włoch.


A wychodząc z katedry, po prawej stronie znajduje się słynna Galeria również pod auspicjami Wiktora Emannuela II ukończona w 1877 r.


Wnętrza rzeczywiście są imponujące, podobnie jak ceny...


Po przejściu przez Galerię dochodzimy do Piazza della Scala, by rzucić okiem na jeden z najsłynniejszych teatrów operowych świata. La Scala oznacza schody, ale nie o ten element architektoniczny tu chodziło, lecz od fundatorki kościoła Beatrice della Scala, do którego należał pierwotnie ten teren.


Po drugiej stronie placu jest wejście do Muzeum Leonardo da Vinci, którego niestety nie widziałam tym razem. Ale już wiem, gdzie jest...
Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę, może jak będzie bardziej słonecznie...

Wędrówki po północnej Italii - dzień 3.

Morska potęga - Genua

Gdy mówimy o królowej mórz, to jakoś zawsze kojarzy się Wenecja, podobnie gdy wspomni się o morskiej republice. A przeciez przez całe wieki były dwie republiki będące potęgą morską, dwie konkurentki do władzy nad szlakami handlowymi na Morzu Śródziemnym. Jedną z nich była Genua, miasto o historii znacznie dłuższej niż Wenecja, bo będące już sprzymierzeńcem Rzymu w czasach wojen punickich. 
Miasto przetrwało zawieruchę upadku Cesarstwa Zachodniego, przetrwało fale Gotów, Longobardów, w 934 r. spalili je i zrabowali Arabowie, ale podniosło się i doczekało się świetności. Potężnym impulsem stały się wyprawy krzyżowe. Armie krzyżowców szły nie tylko lądem do Palestyny, ale duża część wojsk przeprawiała się też morzem. Flotylle były niezbędne dla utrzymania dróg komunikacji i zaopatrzenia. Po odzyskaniu Jerozolimy w 1099 r. coraz liczniejszy był także strumień pielgrzymów, korzystających z drogi morskiej do Ziemi Świętej. Równolegle rozwijał się handel. Genua podpisała wiele traktatów z Bizancjum, portami odzyskanymi z rąk muzułmanów na wybrzeżach Morza Śródziemnego, ale również z muzułmańskim Egiptem.
XIII w. to stulecie ostrego współzawodnictwa z rosnącą potęgą Wenecji. Dzięki sprzymierzeniu się z Bizancjum po nieszczęsnej IV Krucjacie, która zajęła i złupiła Konstantynopol, a w której duży udział miała Wenecja, Genua uzyskała przywileje handlowe, a także uzyskała od Cesarstwa Wschodniego wyspy Chios i Lesbos, jak tez miasto Smyrnę (obecny Izmir). Jak daleko sięgała sieć handlowa Genui świadczy założenie miasta Caffa na Krymie (istnieje do dziś jako Feodosia). Przez pewien czas do Genui należała także Korsyka i część Sardynii, Republika miała także duże wpływy w królestwach Aragonii i Sycylii. 
W XV w. w Genui założono dwa z najstarszych banków świata -  Ufficio di san Giorgio (1407 - 1804) i Banka Carige (1483 - 2022). 
Bankierzy genueńscy finansowali znaczną cześć operacji finansowych Królestwa Hiszpanii, do nich też w ramach rozliczeń trafiała znaczna część srebra przywożonego z Ameryki. Genueńskie imperium handlowe zaczęło się chwiać w posadach od drugiej połowy XVI w. kiedy kolejne ich porty, faktorie i bazy zostawały przejęte przez rosnącą potęgę ottomańską. Szczególnie dotkliwa była utrata wyspy Chios w 1566 r. Do zmierzchu potęgi morskiej Genui przyczyniła sie w znaczącym stopniu zaraza z lat 1656-57, która pochłonęła połowę mieszkańców miasta. Ostatnia kolonia genueńska - forteca na wyspie Tabarka u obecnych wybrzeży Tunezji, przeszła pod władzę Beja Tunezji w 1742 r. W 1768 r. Genua utraciła na rzecz Francji Korsykę. Kres Republice położył Napoleon w 1797 r. po ponad siedmiu wiekach istnienia... 
Wieki świetności pozostawiły po sobie wspaniałe stare miasto, labirynt miejskich pałaców wielkich rodów, banków, kościołów, przejść i zaułków, którym można się zachwycić i w którym można się zagubić... 
Genua to miasto pochodzenia Krzysztofa Kolumba. Jego dom rodzinny można dziś oglądać zaraz za XIV w. murami, przechodząc przez wspaniałą bramę miejską Porta Soprana. Jest tam dziś muzeum a dom jest znacznie mniejszy, niż był kiedyś. Górne piętra rozebrano, gdy tereny za murami zaczęto przebudowywać w końcu XIX w w ramach rozbudowy miasta. 
Warto wspomnieć, że w Genui zostały spisane wspomnienia z podróży słynnego Marco Polo, który był Wenecjaninem i został pojmany przez Genueńczyków w czasie wojny z Wencją, w której brał udział po swoim powrocie z Chin do Europy. Uwięziony w Palazzo di San Giorgio podyktował swoje wspomnienia Rusticello da Pisa i przeszedł do historii... Uwolniony w 1299 r. z więzienia zdążył się jeszcze wzbogacić na handlu, ożenić, mieć 3 dzieci i spokojnie umrzeć w swojej Wenecji 24 lata później... 
Ciekawe jest też, że nie tylko Wenecja była rządzona przez Dożów i nie tylko w Wenecji jest Pałac Dożów - w Genui również ! i nic mu nie brakuje... 

Stare miasto od strony portu. Fragment z piękna wieżą obronną.


W porcie cumuje też galeon znany z filmu Polańskiego "Piraci".







W Starym Porcie znajduje się także największe we Włoszech Akwarium zbudowane w 1992 r.


Palazzo di San Giorgio - najstarszy bank Genui. 



Najstarsze skrzydło Palazzo di San Giorgio (1260) - swego czasu tu siedział uwięziony Marco Polo i dyktował swoje pamiętniki. 



Pałac Dożów


Chluba Genui - romańska katedra św. Wawrzyńca (San Lorenzo), 1098 r. 








Zaułki, kamienice, pałace miejskie, kapliczki, rzeźby... labirynt... 





Monumentalna Porta Soprana z XII w. 



Zaraz za Porta Soprana jest dom rodzinny Krzysztofa Kolumba, a raczej to co z niego zostało po wyburzeniu 3 górnych kondygnacji na przełomie XIX i XX w. Obecnie muzeum obejmujące także stroje mieszczan z XV w. 



Zaraz obok domu rodziny Kolumba zachował się fragment średniowiecznego wirydaża klasztoru, który niestety zniknął w starciu z ekspansją miasta w XIX w. 


Zaraz za średniowieczną bramą miejska zaczyna się współczesna część miasta. 
Ja wolę tą przed bramą... 


Piazza di Ferrari i siedziby niegdyś szacownych banków z przełomu XIX i XX w. 


A tutaj odwiedziłam takie miejsce, gdzie spotkałam się z historią w jej mniejszym wycinku - to kościół św. Mateusza, jeden z wielu, niewielki, chociaż bardzo stary bo z 1125 r. Był to kościół "własny" jednego z najważniejszych rodów Genui, który dał miastu 6 dożów oraz słynnego admirała Andrea Dorię, którego grobowiec tam chciałam odwiedzić. Zaraz obok kościoła znajduje się też pałac miejski rodu Doria (który zresztą istnieje po dzień dzisiejszy.... ). 





Grobowiec Andrea Dorii.



Obok kościoła znajduje się Palazzo Doria, będący nadal właśnością tej rodziny. Z tego, co można było zobaczyć, pałac zbudowany jest wokół wirydaża wcześniej istniejącego tu klasztoru. 




A na koniec spaceru po Genui wnętrza wspaniałego antykwariatu... 



 i jeszcze jeden uroczy kościółek... 


A dla uzupełnienia mapa szlaków , posiadłości i przedstawicielstw handlowych tej wielkiej republiki kupieckiej, której znaczenie i piękno zostało trochę zaćmione przez kanały i gondolierów jej odwiecznej rywalki - innej kupieckiej republiki, o której kiedy indziej... 



Wędrówki po północnej Italii - dzień 4.

5 Małych Cudów - Cinque Terre

Na pewno jest to bardzo znana atrakcja turystyczna, i tysiące razy już opisana. Tym niemniej spróbuję dorzucić swoje 3 grosze... Pięć pięknych miasteczek zawieszonych na stromych zboczach Ligurii, pełnych tradycyjnych domów, kościółków, willi... Można je zwiedzać przemieszczając się między nimi kolejką idącą z La Specia, można je oglądać od strony morza. Ja trochę to połączyłam, w jedną stronę płynęłam stateczkiem a wracałam koleją... Istniał również szlak pieszy łączący wszystkie pięć miejscowości, ale na skutek różnych zdarzeń naturalnych nie cały jest obecnie otwarty i trzeba sprawdzać dostępność na bieżąco. Oczywiście, poza tą turystyczną ścieżką są inne łączące poszczególne etapy, więc jest możliwość przejścia pieszo, tylko trzeba być na bieżąco... 
Wyprawa zaczynała się od Riomaggiore, miejscowości założonej w XIII w. słynącej do dziś ze swoich win. Z portu wypływają stateczki do Cinque Terre a i w samej miejscowości jest co zobaczyć. Nie tylko wielobarwne domy wspinające się po zboczach, ale także pozostałości XIII wiecznego zamku będącego wspaniałym punktem widokowym, biegnące wokół umocnienia, czy też piękny romański kościółek na wysuniętym cyplu.... a potem malutkie wioseczki na spadzistych stokach i wielobarwne wysokie klify... 
Płynąc z La Specia można równiez podziwiać wcześniej otoczone umocnieniami wojskowymi wysepki, a na nich często i piękne rezydencje... 

W drodze z La Specia do Riomaggiore... 





A oto i już widać Riomaggiore... 


A na wysuniętym cypelku już przy wyjściu na morze piękny romański kościółek... 




Wielobarwne klify schodzą stromo do morza...


A gdzieś wysoko zawieszone w górze małe wioseczki... 


Przed nami już kolejne z pięciu miasteczek - Manarola.


MANAROLA jest maleńka - liczy ok. 360 stałych mieszkańców, ale jest bardzo stara - kościół San Lorenzo zbudowano w 1338 r. Słynie z wina, ale również z dość niedawnej tradycji pięknej iluminacji z okazji Świąt Bożego Narodzenia przedstawiającej sceny z Narodzenia Pańskiego.  Oświetlone rzęściście miasteczko wygląda olśniewająco. Dodatkową atrakcją tych dni jest pokaz sztucznych ogni.



Na części starych murów obronnych osadzono restaurację ze wspaniałym tarasem widokowym. 


A wokół winnice produkujące wspaniałe wino z tej części Włoch. 


A tak wygląda Manarola w okresie Świąt Bożego Narodzenia. 



Następna w kolejności jest Corniglia, maleńka miejscowość (ok. 160 stałych mieszkańców) o korzeniach podobno jeszcze starożytnych, jako majątek należący do Gens Cornelia (stąd nazwa). Z całą pewnością istniała w XII w. i należała do hrabiów Lavagna, potem do potężnego rodu Fieschi, a w końcu w 1276 została zakupiona przez Republikę Genui.
W przeciwieństwie do pozostałych 4 miejscowości Cinque Terre Corniglia nie leży bezpośrednio nad morzem, ale na szczycie przylądka ok. 100 metrów nad linią wody. W górę z przystani wiodą schody o 383 stopniach zwane Lardarina. Na szczęście można także wjechać na górę małym busikiem... 
Podobno był tu też zamek, ale na razie nie wiemy gdzie dokładnie. Mury są zachowanymi fragmentami genueńskich fortyfikacji z drugiej połowy XVI w. 



Przedostatnia jest VERNAZZA, pięknie położone miasteczko wokół naturalnego portu. Pierwszy zapis o niej, jako ufortyfikowanej miejscowości, jest już z 1080 r. Odgrywała już wtedy ważną rolę, jako port będący bazą okrętów zwalczających plagę piratów. W XIII w weszła pod panowanie Genui, nadal pozostając ważnym punktem obrony przed atakami morskich rozbójników. Temu służyły rozbudowywane w XV w fortyfikacje, obejmujące Zamek Doria i umocnienia portu, których pozostałości są widoczne do dziś i stanowią atrakcję turystyczną. Od wielu wieków wokół miasteczka, na tarasach na zboczach rośnie winorośl z której produkowane jest doskonałe wino vernaccia będące do dziś, obok turystyki, podstawą ekonomii Vernazzy. 
Ważnym zabytkiem miejscowości jest kościól Santa Margarita d'Antiochia, wzniesiony prawdopodobnie już w XII w. rozbudowywany i przebudowywany aż do XVII w, kiedy wzniesiono charakterystyczną, potężną ośmiokątną dzwonnicę. 
W 2011 r. miasteczko dotknęła grożna powódź, która spowodowała ogromne błotne lawiny, które dosłownie zakryły budynki warstwą mułu do wysokości 4 m ! Doprowadzenie Vernazzy do poprzedniego stanu zajęło wiele lat i pochłonęło ogromne środki, ale dziś możemy znów je podziwiać !






I na końcu dopływamy do MONTEROSSO al MARE, największego z 5 małych cudów. Tu zatrzymamy się na trochę dłużej... 
Podobnie jak Vernazza, Monterosso należało do Genui i było otoczone umocnieniami tworzącymi wraz z zamkiem linię obrony przed trwającymi wiele wieków atakami piratów, głównie muzułmańskich z baz na terenie obecnej Algerii, Tunezji i Libii. Tą plagę ostatecznie pokonano dopiero w XIX w. 
U stóp dawnego zamku w XVI w. zbudowano kościół i klasztor Kapucynów, istniejący do dziś. Znajdują się w nim, oprócz oryginalnego wystroju wnętrz, także takie dzieła sztuki jak Ukrzyżowanie Van Dycka. Spacer u podnóża klasztoru pozwala przyjrzeć się pięknej panorami miasteczka i okolicy. 
Podążając ścieżką wokół klasztoru dochodzimy do pięknego posągu św. Franciszka, mając stamtąd też doskonały widok na potężną Wieżę Aurory, będącą częścią umocnień miasta i portu. 

Pozostałości zamku, a u ich stóp konwent Kapucynów i Wieża Aurory.


Perspektywa Monterosso od strony morza....


i z perspektywy portu... 


Wieża Aurory




Posąg św. Franciszka.



Cudowne widoki na wybrzeże 








Po spacerze wokół klasztoru cofnęliśmy się na stare miasto. Uwielbiam takie spacery przez zaułki, zaglądając do malutkich sklepików, zatrzymując się na wino lub lody pod parasolami... 





Na Starym Mieście warto zajrzeć do pięknego w swojej prostocie, bardzo starego kościoła parafialnego San Giovanni Battista, zbudowanego z biało-czarnego marmuru. Kościół datuje się na koniec XIII w. Wieńczy go piękna średniowieczna dzwonnica, widoczna z różnych punktów miasteczka. 





Bezpośrednio w jego sąsiedztwie mieści się bardzo ciekawe Oratorio Mortis et Orationis - Confraternita dei Neri, czyli kościół Czarnego Bractwa (od barwy strojów członków). Było to stowarzyszenie powstałe w XVII w, którego celem była pomoc i opieka nad wdowami, sierotami i rozbitkami. 







Idąc wybrzeżem, wychodząc już ze starego miasta w stronę nowego, pelnego hoteli i plaż Monterosso poprzez tunel pod skałami, dochodzimy do ogromnej rzeźby Neptuna lub Giganta. Na początku z pewnością był to Neptun z trójzębem i ogromną muszlą na głowie, która była jednocześnie tarasem willi nad nim... Teraz, po zniszczeniach  w wyniku wojennego obstrzału i działania sztormów z rzeźby odłamało się już sporo... Dlaczego jej nie odnowią i nie przywrócą do świetności, nie wiem, ale jak tak dalej pójdzie, to może przy którymś kolejnym sztormie zniknąć... 



A to willa, której częścią jest gigant. 


I tym sposobem dobiegła końca moja relacja z 5 małych cudów liguryjskiego wybrzeża. 

Pozdrawiam i zapraszam na ciąg dalszy - do Werony ! 



Wędrówki po północnej Italii - dzień 5.

O Weronie inaczej...

Tak, wiem, Werona to miasto Romea i Julii, miasto nieśmiertelnej opowieści Szekspira... miasto romantyczne... Zdecydowana większość odwiedzających pędzi do pewnego palazzo, gdzie na balkonie podobno Julia stała... Z pewnością na tym balkonie to ona nie stała, bo jest to znacznie później domurowany antyczny sarkofag (sic!) pełniący funkcję balkonu, żeby to odwiedzający nie doznali zawodu.... Julia i Romeo spotykali się potajemnie raczej na tarasie znajdującym się na dachu domu. Podobnie jak w innych palazzo było to bardzo ważne miejsce, gdzie można było zażyć wieczornego odpoczynku po skwarnym dniu nie będąc widocznym dla innych...  Ale z natury rzeczy taki taras to żadna atrakcja turystyczna więc wykorzystano ten piękny antyczny sarkofag i zawieszono to tam...
Że już nie wspomnę, że Szekspir nigdy w Weronie nie był... 

Oto rzeczony sarkofg balkonowy, lub balkon sarkofagowy... 


To tutaj na górze ponad tym winem, jest miejsce tarasu, gdzie jak tradycja podaje się spotykała Julia z Romeo...


Oto i Julia... 
Podobno trzeba ją za pierś potrzymać, aby mieć szczęście w miłości, dlatego biust jest tak błyszczący. To jest statua nr. 2, bowiem pierwszą tak głaskano, że jej się dziura w piersi zrobiła i trafiła do muzeum, a tu stoi kopia... 


Wszyscy turyści biegną oglądać dom Julii, a niewielu pyta się o dom Romea... a stał on (i stoi) zaraz obok siedziby władców Werony. Obecnie też tam siedzi władza... nie wszystko przemija tak szybko...
Dom jest własnością prywatną i nie można go zwiedzać, ale warto go zauważyć...


Ale nie o Julii i Romeo chciałam pisać, o tym jest już tyle tomów, że nie warto iść w zawody... Chciałam napisać parę słów o wspaniałym mieści o długich antycznych korzeniach, mieście gdzie na starówkę można wejść po antycznym moście, który zrekonstruowano wykorzystując autentyczne kamienne bloki, które swego czasu wylądowały w nurcie rzeki... 

Mieście wspanałych wież obronnych - w średniowieczu rodziny prześcigały się w tym, która zbuduje najwyższą i najwspanialszą. Nie było to zjawisko charakterystyczne tylko dla Werony - takie zawody urządzały sobie największe rody np. Genui czy niemiecki Regensburg (Ratyzbona). Trochę trzeba głowę w górę zadrzeć i jest co podziwiać... 

Werona zachwyca wieloma zabytkami, wspaniałymi kościołami, imponującym amfiteatrem w którym wystawiane są także współcześnie wielkie opery i widowiska (3 amfiteatr we Włoszech pod względem wielkości). Po wspomnianym starym rzymskim moście Ponte Pietra można przejść ze starówki na drugi brzeg Adygi i pójść w górę, zaglądając do odkopanego rzymskiego teatru wyciętego w zboczu wzgórza, a potem wyżej i wyżej do Zamku św. Piotra. Na samym szczycie kiedyś stała rzymska świątynia, potem przerobiono ją na kościół, z czasem rozbudowano miejsce i stało się ono twierdzą Teodoryka Wielkiego, króla Ostrogotów, potem wszystkie te elementy wkomponowano w twierdzę zbudowaną przez Giana Galeazzo Viscontiego z Mediolanu. Potężne zamczysko przetrwało aż przyszli kulturalni Francuzi Napoleona, rozwalili i rozgrabili co się dało... Lata po zakończeniu francuskiej zawieruchy Austriacy zbudowali całkiem nową budowlę - zbrojownię, magazyny i kwatery dla oficerów (1852 - 56) i to jest właśnie to, co na szczycie wzgórza widzimy. Może nie byłby to taki ważny punkt, gdyby nie fakt, że z placu pod Zamkiem jest najwspanialszy widok na stare miasto, nieporównywalny z żadnym innym miejscem. 





Ale ja nie chciałam o tym, tylko o Psie, który panował w Weronie, ba... o całym rodzie... Poważnie, to nie dowcip, chociaż nie o byłe jakie burki chodziło...
Był sobie taki potężny ród (słynny do dziś, bo jego miano nosi np. bardzo słynna opera w Mediolanie), który nie tylko w herbie miał Psa...
Ale i jego członkowie wcale się nie wstydzili, że mówiono o nich Psy... z Werony...
Tak, wielcy władcy Werony średniowiecza nosili imię Mastino, co jest tym samym co Mastyf... a największy z nich przybrał imię Cangrande... czyli Wielki Pies..
No i rzeczywiście kąsał ostro, wykroił sobie niezłe księstwo... potem się znacznie zmniejszyło, ale pamięć i zabytki pozostały... bogactwa też sporo przyniósł do swojej budy w Weronie...
Pozostała też pamięć o Wielkim Psie jako mecenasie wygnanego Dantego i wielu innych artystów... zostały piękne zamki... całkiem sporo...
I co wy na to?

Herb rodu La Scala/ Psów z Werony, panujących nad miastem przez 125 lat (1262-1387) dają miastu okres największej świetności i potęgi.


Mauzoleum rodu La Scala, zaraz obok Palazzo del Podesta, siedziby władców z tego rodu.
I dziś jest to siedziba władz miasta - cóż, pewne rzeczy pozostają niezmienne w zmiennym świecie...



Wielki Pies I - Cangrande I


Palazzo del Podesta, siedziba władz Werony przed wiekami i dziś...



Spod pałacu władzy byłej i obecnej docieramy wzdłóż Piazza dei Signori, po prawej mijamy zadumanego Dantego, a chwilę potem po prawej widzimy Torre dei Lamberti, najwyższą ze wspaniałych wież obronnych, zbudowaną dla rodziny Lamberti w 1172 r. Chwilę później wkraczamy na najwspanialszy z placy starej Werony - Piazza delle Erbe. Plac po prawo zakończony jest pięknym pałacem w odcienach bieli - Palazzo Maffei, przed którym skrzydła na kolumnie pręży wenecki lew - znak, że i tu Serenissima władała w swoim czasie...







Kawka na Piazzo del Erbe, moment zatopienia w czas miniony, haust historii i szybkim marszem zmierzamy do opisanego na samym wstępie domu Julii... Ja tam byłam tylko moment, bo niezbyt lubię takie z gatunku "obowiązkowe", ale po drodze rzuciły mi się w oczy piękne szczegóły architektoniczne... 

Piękne wytryny Art Noveau, a za nimi piękny pasaż handlowy... 





A stamtąd wąskimi uliczkami o pięknej zabudowie, mijając przytulne kafejki idziemy w stronę słynnej Arena di Verona, wspaniale zachowanego amfiteatru rzymskiego, na którym wystawiane są nadal opery w najlepszej obsadzie i pięknej scenografii... 





Amfiteatr ten zbudowany w 30 r n.e początkowo mieścił 30 000 widzów, dziś, po blisko 2000 lat, mieści do 22 000 osób i nadal zachwyca skalą i pięknem swojej koronkowej konstrukcji... 
A w międzyczasie niebo zaciągnęło się chmurami, przyszedł deszcz więc arena zyskała nieco inny koloryt niż na zdjęciach na tle wspaniałego włoskiego błękitu... zyskała jakby na surowości i głębi... 






A za amfiteatrem, na największym placu Werony, Piazza Bra, czekała na nas niespodzianka w formie targowiska z lokalnymi specjałami - serami, winami, ciastami, czego tylko dusza zapragnie, a żołądek pomieści... 





I takim to wspaniałym akcentem i promieniami słońca zza chmur żegnała nas piękna, starożytna Werona... Przed nami kolejny nocleg i kolejne wspaniałe miasto - Padwa. Ale to już inna historia... 

Wędrówki po pó łnocnej Italii - dzień 6.

Miasto nauki, miasto świętych, miasto niepokornych... Padwa.

Miasto bardzo starożytne, bowiem założone już przed rokiem 1000 pne. Zachowana legenda przypisuje jego założenie w 1183 r. pne Atenorowi, doradcy króla Priama, który po upadku Troi miał przywieść nie tylko uciekinierów z płonącego miasta ale także ich sprzymierzeńców z terytorium Paflagonii - Wenetów, od których wziął nazwę region i jego późniejsza stolica - Wenecja. Ale Padwa przechodziła wzloty i upadki na tysiące lat przez rozkwitem Serenissimy.
W średniowieczu odkryto w centrum miasta w 1274 r. starożytny grobowiec, który przypisano szlachetnemu Trojańczykowi. Uczony Lovato Lovati zaopatrzył go w stosowny napis. Dziś wiemy, że grobowiec jest z III- IV w. ne, ale legenda przetrwała, a grobowiec do dziś stoi i przypomina o mitycznych korzeniach miasta... 
Padwa, znana w starożytności jako Patavium, przez wiele wieków cieszyła się dostatkiem i spokojem, słynąc z przemysłu wełnianego i swoich znakomitych krosien. Późny antyk i wczesne średniowiecze niczego dobrego miastu nie przyniosły. Kolejno zdobywana przez Hunów i Gotów traciła na znaczeniu, a ostateczne zniszczenie przyniosło jej obleżenie i złupienie przez longobardzkiego króla Agilulfa w początku VII w ne.
Przez późniejsze wieki miasto jakoś tam wegetowało, w żaden sposób nie przypominając starożytnej metropolii. Dopiero w XIII w. wraz z założeniem Uniwersytetu miasto wkroczyło z powrotem na arenę dziejów, stając się przodującym ośrodkiem akademickim w zakresie prawa oraz badań nad starożytnością. 
Podobnie jak inne miasta regionu, Padwa od XV do końca XVIII w. pozostała w politycznej zależności od Wenecji. Po wojnach napoleońskich znalazła się, jak i cała Lombardia we władzy Cesarstwa Austriackiego, aby w końcu w 1866 r. stać się częścią Królestwa Włoch. 
Wizytę w tym mieście zaczęliśmy od słynnego Prato della Valle, jednego z największych placów Europy o powierzchni 90 000 mkw ! 
Założenie architektoniczne obejmuje owalny plac, oddzielony kanałem od sąsiadujących terenów. Po obu brzegach kanału miało stać 88 posągów znaczących osobistości związanych z Padwą. Do dziś zachowało się ich 78, wykonanych w latach 1775 - 1883. Między nimi znajdziemy nie tylko mitycznego założyciela miasta - Antenora, czy słynnego starożytnego historyka Liwiusza, ale także naszych królów Jana III Sobieskiego i Stefana Batorego, którzy zdobywali wiedzę i szlifowali różne inne umiejętności nie tylko na tutejszym słynnym uniwersytecie, ale także biorąc udział w barwnym życiu tutejszej społeczności studenckiej... 

Kanał wokół Prato della Valle


Fontanna na środku Prato.

Wokół Prato wspaniałe Palazza i zabytkowe kamienice.



W tle wspaniała bazylika Św. Justyny przechowująca nieoszacowane skarby chrześciaństwa, więcej o niej później. 

Z Prato della Valle przeszliśmy w stronę zabytku, który zwiedza większość Polaków przybywających do Padwy - Sanktuarium św. Antoniego Padewskiego. Nie wiem dlaczego ten akurat święty stał się swego czasu tak popularny w Polsce, że nawet w jego sanktuarium jest cała polska kaplica, ale faktem jest, że jest to miejsce bardzo popularne wśród polskich turystów. Pewne ze względu na tą właśnie kaplicę, bowiem pozostałe są raczej tylko muśnięte wzrokiem i zainteresowaniem... A szkoda... 
Sam św. Antoni to postać nietuzinkowa. Urodzony w stolcy Portugalii Lisbonie, w bogatej rodzinie, w wieku 15 lat wstąpił do zakonu augustianów, a potem po wyświęceniu na księdza, do rewolucyjnego na tamte czasy zakonu franciszkanów, których misją była służba maluczkim tego świata w duchu ewangelii. Głosząc te ideały udał się do Maroka, ale choroba zmusiła go do podróży powrotnej. Statek jednak został zmuszony do zmiany trasy i w końcu Antoni wylądował we Włoszech.
Po pewnym czasie Antoni został przedstawiony założycielowi Franciszkanów, św. Franciszkowi, który rozpoznając w nim pokrewną duszę, powierzył mu kształcenie tych braci, którzy zamierzali otrzymać święcenia kapłańskie
W kolejnych latach Antoni dał się poznać jako znakomity kaznodzieja, nie tylko na terenie Italii, ale także południowej Francji. Jego praca na rzecz głoszenia chrześciaństwa nie tylko słowem, lecz także czynem i przykładem życia oddziaływała na szerokie kręgi zarówno zwykłych ludzi, jak też w wyższych warstwach, do samego papieża włącznie. Antoni powszechnie był też uważany już za życia za pośrednika w dokonywaniu wielu cudów, a sława ta trwała i umacniała się także po jego przedwczesnej śmierci w 1231 r. w wieku 35 lat. Już rok później papież Grzegorz IX ogłosił zaliczenie go w poczet świętych. Kościół, w którym został pochowany przekształcił się w piękny kompleks klasztorny z królującą ponad nim bazyliką ukończoną w 1301 r. Pozostałości starego, małego kościóła są wkomponowane w nią pod postacią Capella della Madonna Mora (Kaplicą Czarnej Madonny). 
Ciekawe są związki św. Antoniego z odległą Polską. Wiele stuleci później w małej wsi na Lubelszczyźnie, Radecznicy, miały miejsca objawienia św. Antoniego. Podobne objawienia później miały tez miejsce w Łagiewnikach (obecnie dzielnicy Łodzi). Słynący łaskami obraz św. Antoniego jest w kościele franciszkańskim w Drohiczynie. Kult św. w Polsce był tak szeroki, że w jego padewskiej bazylice jest powstała w początkach XVII kaplica polska wraz z kryptą. Poświęcono ją św. Stanisławowi. Freski w XIX w wykonał uczeń Jana Matejki - Tadeusz Popiel. 
W drugiej dekadzie XX w. nawet udało się przeprowadzić konserwację kaplicy, w tym konserwację XVI w. popiersia jednego ze studentów tutejszego uniwersytetu, dyplomaty i dworzanina Erazma Kretkowskiego, jak też popiersia znacznie bardziej znanego Jana Sobieskiego. Turyście polscy zwykle szybkim spacerem omijają inne skarby i kaplice aby obejrzeć swoje poloniki, a potem wiu... i już ich nie ma... 
A jest tam sporo skarbów - główny ołtarz autorstwa Donatello, średniowieczne rzeźby i freski, chociażby te z kaplicy św. Jakuba. Oczywiście jest też kaplica samego św. Antoniego. Nie wspomnę już o pięknych stropach, czy witrażach... Warto się zatrzymać... 
Przed samą bazyliką stoi wspaniały pomnik kondotiera Erasmo de Narni wykonany w bronzie przez Donatella. Sam Erasmo jest pochowany w bazylice w kaplicy Najświętszego Sakrametu. 
Także z zewnątrz bazylika jest fascynującą architektoniczną całością jednoczącą budynki i elementy z kolejnych stuleci. Do dziś jest też żywym klasztorem, stąd niektóre dziedzińce nie są dostępne dla zwiedzających, ale to, co można zobaczyć jest wystarczające. Sarkofagi, epitafia, kolumnady, stare studnie, wielowiekowe drzewa.... warto się zatrzymać w pędzie i pozwolić historii szeptać... 










Kaplica Najświętszego Sakramentu zachwyciła mnie.


Wnętrze bazyliki ze średniowiecznymi freskami. 


Kaplica Św. Antoniego.


Madonna Mora - kaplica Ciemnej Madonny



Pomnik kondotiera Erasmo de Narni wykonany w bronzie przez Donatella.


Z bazyliki dalszy szlak wiódł koło starożytnego sarkofagu, przypisywanego legendarnemu Antenorowi, o którym wspominałam na początku postu. Potem, ponad przęsłami zasypanego wspaniałego rzymskiego mostu dalej, dalej w głąb średniowiecznej Padwy, w kierunku słynnego uniwersytetu... 
Uniwersytet założono w 1222 r, więc stuknęło mu 800 lat ! Jego siedzibą od 1493 jest Palazzo del Bo, gdzie nadal mieści się rektorat i wydział prawa. Polacy przez wieki byli drugą co do liczebności nacją na tej uczelni, a poczet studentów liczył wiele setek nazwisk, w tym takie jak Kopernik, Kochanowski, Batory, Wlodkowic, Sobieski. Kanclerzem Uniwersytetu był swojego czasu Jan Zamoyski, założyciel Zamościa. Kawał polskiej historii... 
Mnie osobiście zaciekawiła bardzo historia pierwszej kobiety, która uzyskała tytuł akademicki we Włoszech właśnie na uniwersytecie w Padwie. Elena Cornaro Piscopia nie tylko była wyjątkowo uzdolniona językowo, władając siedmioma językami, w tym arabskim i hebrajskim, ale studiowała też z wielkim zapałem filozofię, teologię, matematykę czy astronomię. Była córką wysoko postanowionego arystokraty w Wenecji, ale jej matka pochodziła z bardzo ubogiej chłopskiej rodziny i nigdy nie była legalną małżonką. Mimo nielegalnego pochodzenia, Elena zdobyła wstęp i uznanie ówczesnego świata nauki i w 1678 r uzyskała tytuł magistra filozofii. Nie uzyskała magistra teologii na skutek sprzeciu biskupa Padwy. Przyznanie jej tytułu miało dodatkowo wymiar prawdziwej uroczystości, mając miejsce w padewskiej Katedrze, w obecności nie tylko profesorów i studentów tutejszego uniwersytetu, ale także w obecności wielu senatorów Wenecji i licznych gości z uniwersytetów Bolonii, Perugii, Rzymu czy Neapolu. Po jej przedwczesnej śmierci (chorowała na gruźlicę) Uniwersytet ufundował jej pomnik, który do dziś stoi na terenie Palazzo del Bo. 

Grobowiec przypisywany legendarnemu Antenorowi.


Zaraz w jego sąsiedztwie (jak widać powyżej) umieszczono grobowiec Lovato Lovati, średniowiecznego uczonego i prekursora humanizmu, któremu zawdzięczamy monument chroniący starożytny sarkofag. 


W drodze na Uniwersytet przechodzimy dosłownie nad starożytnym mostem San Lorenzo, którego nienaruszone łuki i filary wciąż są pod poziomem ulicy i czasem są udostępniane do zwiedzania. 


A oto i wejście do Palazzo del Bo, od 1493 r. siedziby Uniwersytetu w Padwie. 

Dziedziniec Uniwersytetu. 



Rzeźba Eleny Cornaro Piscopia, pierwszej kobiecie z tytułem magistra we Włoszech.


Zaraz obok Palazzo del Bo, na Piazza delle Erbe widzimy imponujący Palazzo della Ragione, jedyną świecką budowlę z freskami Giotto. Imponujące założenie architektoniczne powstało w XIII w, aby pomieścić siedzibę władz miejskich, sądy a także kryty targ. 
Drewniany dach budynku o charakterystycznym kształcie przypominającym odwrócony statek jest największym w Europie dachem drewnianym nie podtrzymywanym przez kolumny. Mieszcząca się na piętrze Wielka Sala (Il Salone) o wymiarach 80 x 27 m jest jedną z największych średniowiecznych sal kontynentu. Właśnie tu znajduje się słynny cykl fresków o tematyce astrologicznej. Co prawda pierwotne freski nie wszystkie przetrwały na skutek pożaru z 1420 r, ale XV w. artyści, którym powierzono ich odtworzenie zachowali styl pierwszego twórcy.
Parter, jak i przed 800 laty dalej służy wymianie handlowej... 





Wspaniałe krużganki pierwszego piętra. 


Wielka Sala.


Wokół Piazza delle Erbe można zobaczyć inne wspaniałe budynki, będące obecnie siedzibą wladz miasta, pochodzące z różnych epok, od średniowiecza aż po wiek XX, łącznie znane jako kompleks Palazzo Moroni. 


Nie brak też w Padwie wspaniałych kwiatów... 


Zabrakło nam niestety czasu na zwiedzenie średniowiecznej Katedry Padewskiej czy też słynnej kaplicy Scrovegeni z freskami Giotto... cóż może uda się następnym razem... 


Udało nam się jeszcze na chwilę usiąść przy dobrej kawie i pysznych słodkościach w cukierni w pobliżu kościoła Santa Maria dei Servi, a potem szybkim marszem udaliśmy się do ukrytego skarbu Padwy, jakim moim zdaniem jest wspaniała Bazylika Santa Giustina. 

Dlaczego ukryty skarb? 
Bazylika św. Justyny lub Santa Giustina, będąca częścią benedyktyńskiego kompleksu klasztornego, jest cudownie stara, znacznie starsza od Bazyliki św. Antoniego, bowiem powstała już w VI w. W X w. bazylika stała się częścią kompleksu klasztornego. Była już wtedy szeroko znanym celem pielgrzymek do relikwi św. Justyny, oficjalnej patronki Padwy. Od połowy XI w. trwały prace nad rozbudową kościoła, będącego nie tylko miejscem spoczynku św. Justyny, ale także wielu innych świętych, w tym jednego bardzo ważnego, chociaż mało osób dziś o tym wie - mianowicie św. Łukasza Ewangelisty !
Jest też miejscem spoczynku innego z grona apostołów - św. Mateusza (ale nie Ewangelisty, tylko ucznia wybranego w miejsce Judasza). 
Będąc miejscem spoczynku szczątek tych i wielu innych świętych, bazylika i przynależący do niej klasztor były centrum życia duchowego i monastycznego o potężnej sile oddziaływania. W XVI w. nawet słynny klasztor benedyktyński na Monte Cassino podlegał zwierzchności ośrodkowi w Padwie.
Zagłada przyszła na francuskich bagnetach Napoleona, który klasztor i kościół obrabował i co się dało wysłał do Paryża, budynki sprzedał a mnichów wypędził
Dopiero po przeszło 100 latach, w 1917 r. benedyktyni wrócili, jednak bazylika nigdy nie odzyskała zagrabionych skarbów i jej blask przygasł. Widać to wchodząc do wnętrza, któremu wyraźnie brakuje  wielu elementów wyposażenia, który zwykle gromadzone są przez całe stulecia. Na szczęście ocalone lub odrestaurowane zostały wspaniałe ołtarze poświęcone licznym świętym, których szczątki są tam przechowywane z apostołami Łukaszem Ewangelistą i Mateuszem na czele.  
Dla mnie było to ważniejsze i bardziej przemawiające miejsce niż Bazylika św. Antoniego. Może dlatego, że starsze, bardziej promieniujące duchowością, no i ... prawie puste... 

Nawa główna bazyliki Santa Giustina


Kaplica św. Jakuba z freskami Altichiero da Zevio z końca XIV w. 


Kaplica Grzegorza I Wielkiego ze wspaniałym marmurowym ołtarzem z XIX w. 


XIV w. sarkofag ze szczątkami św. Łukasza Ewangelisty. Znacznie starszy sarkofag z krewna i żelaza, w którym pierwotnie znajdowały się szczątki Łukasza można również zobaczyć w Bazylice.


Ponad nim jest umieszczony obraz Marii Panny, wzorowany na przechowywanej w skarbcu ikonie konstantynopolskiej przypisywanej Św. Łukaszowi. Obecność oryginalnej ikony w Padwie jest już poświadczana w XII w. 

XVI w. wersja


Równie skromna (czytaj: równie dokładnie ograbiona) jest kaplica św. apostoła Mateusza leżąca na przeciwko... 



Niestety, mieliśmy za mało czasu aby rzeczywiście obejrzeć i na spokojnie wejść w aurę tej bazyliki z jej licznymi wspanałymi okruchami historii, świadkami całych wieków naszej cywilizacji. Mam nadzieję, że dane mi będzie jeszcze raz do niej zawitać.
Póki co, wieczór się zbliżał i czas było ruszać dalej. Następnego dna czekała na nas Wenecja. 

Wędrówki po północnej Italii - dzień 7.

Serenissima

Na koniec tej wyprawy dotarliśmy do Wenecji. Niestety, Serenissima nie powitała nas słońcem, lecz chmurami i przelotnymi deszczami, ale to nic... i tak było warto.... 
Najlepiej po Wenecji i Lagunie poruszać się tramwajami wodnymi, wystarczy wykupić całodzienny bilet i można wsiadać i wysiadać dowolną ilość razy, na dowolnych przystankach. Do wyboru są też karnety wielodniowe. 
Dziś współczesna Wenecja jest na lądzie, a Serenissima na wyspach jest w zasadzie skansenem historycznym, którego jedynym krwioobiegiem są turyści.Oczywiście, gondole, gondolierzy, cała ta romantyczna oprawa plus wspaniałe zabytki przyciągają rzesze turystów, ale jest to dziś taka pozłota na przykrej rzeczywistości, iż jest to w zasadzie martwe miasto, wbrew pozorom mocno niedoinwestowane, cudowne pałace i kamienice popadają w ruinę, bo życie z tego miasta wyciekło... 
Trochę to smutne, wieki wielkiej historii przeminęły i nie ma z czego utrzymywać całej substancji - pałacy, kamienic, kanałów, mostów, niezliczonych kościołów. Dochody z turystyki nie starczają.... Taka jest kolej dziejów.
Tym bardziej warto zobaczyć ten unikalny organizm miejski, w początkach XIV w. przed tym jak Czarna Śmierć zredukowała liczebność Europy o kilkadziesiąt procent, Wenecja była po Paryzu najliczniejszym miastem chrześcijańskiej Europy licząc 110000 mieszkańców. 
Nie należy też zapominać, iż Republika Wenecka władała nie tylko samym miastem, ale także potężną częścią północnych Włoch oraz licznymi miastami, terytoriami i wyspami na Morzu Śródziemnym, włączając w to zwierzchnictwo nad Kretą czy Cyprem. Niektóre z tych posiadłości przeszły w ręce Turków, ale i tak aż do swojego upadku w 1797 r. Wenecja była potężnym państwem zarówno na lądzie jak i na morzu. 


Kolejne najazdy morderczych Hunów, a potem nie lepszych Gotów spowodowały ucieczkę kolejnych fal ludności ze zdobywanych i palonych miast na trudno dostępne wyspy laguny weneckiej. Według starej tradycji w 421 r. senat Padwy założył pierwsze miasto na wyspach archipelagu Rialto z obowiązkiem utrzymywania zbrojnej floty. Od 697 r. władzę zwierzchnią nad zasiedlonymi wyspami sprawować zaczął wybierany doża. Na tym wczesny etapie oczywiście Wenecja nie była niezależna, po upadku cesarstwa zachodniego podlegała zwierzchności królestwa Ostrogotów, a po jego upadku, na długie wieki weszła w strefę wpływów Rzymu Wschodniego, czyli Bizancjum. Po 533 r. na czele krainy lagunowej stanął bizantyjski dux, zarówno zwierzchnik sił zbrojnych, jak tez najwyższy urzędnik cywilny z siedzibą w Heraklei Weneckiej, dziś malutkim miasteczku turystycznym z pięknymi plażami i lasami o nazwie Eraclea Mare. Z tego miejsca pochodziło też 3 pierwszych dożów Wenecji rządzących w latach 697 - 737. 
W połowie IX w. okrąg wenecki uniezależnia się od Wschodniego Cesarstwa i stolica okręgu zostaje przeniesiona na wyspy archipelagu Rialto i pomału sama nazwa zostaje utożsamiana z tym właśnie miastem. W XIII w. już wyraźnie Wenecja to państwo-miasto. 
Na jej czele stał obierany dożywotnio doża, w późniejszych wiekach na znaczeniu zyskała tez Rada, szczególnie po 1032 r. kiedy wprowadzono prawa znoszące możliwość dobierania współrządców za życia, co prowadziło do powstawania całych dynastii dożów.
Kiedy patrzę na Wenecję, to mało mi się kojarzy z romantyzmem, gondolami, zachodzami słońca na Moście Rialto, a raczej widzę miasto-państwo podobne do Kartaginy - bogate, dumne, bezwzględne, handlujące i kłaniające się komu trzeba aby zyskać - sułtanom, papieżom, cesarzom... Ale także imponujące, olśniewające kulturą i architekturą, jednym słowem wspaniałe... lecz z pewnością nie święte i niezbyt romantyczne... 
Wenecja daje tyle możliwości dotknięcia jej historii, że każdy nawet w czasie krótkiego pobytu może zobaczyć inne jej oblicze i stworzyć zupełnie indywidualny jej wizerunek w pamięci. 
Moja wędrówka po Wenecji zaczęła się zupełnie standardowo - od wyjścia ze stateczku niedaleko Pałacu Dożów i Katedry św. Marka. Pogoda nie była sprzyjająca, więc i zdjęcia są z Wenecji chmurnej i spowitej w deszczu. 


Słynny Most Westchnień... oczywiście nie chodzi o romantyczne westchnienia, ale o ostatnie westchnienie do wolności dla skazanych wychodzących z Pałacu Dożów... 


Wejście na Plac Św. Marka 

Pierwszy etap to była katedra, będąca zarówno świadectwem powiązań Wenecji z Bizancjum, jak również współzawodnictwa, a nawet otwartej wrogości wobec Konstantynopola. Same relikwie Św. Marka przemyślni Wenecjanie wykradli z muzułmańskiego Egiptu w IX w, podobno okładając relikwiarz wieprzowym mięsek, którego celnicy ze względów religijnych nie chcieli dotykać, więc przepuścili ładunek. 
Pierwsza świątynia spłonęła w IX w, a co najgorsze zniknęły także relikwie. Dopiero podczas wznoszenia trzeciej bazyliki, stojącej do dziś, odnaleziono je zamurowane w jednym z filarów. Ta świątynia zbudowana w latach 1063 - 1094 powstała na planie krzyża greckiego, z pięcioma kopułami i świadomie nawiązywała do wspaniałego kościoła 12 Apostołów w Konstantynopolu. Wspaniałą fasadę od strony Placu św. Marka zdobią wspaniałe mozaiki, a dodatkowo nad głównym wejściem stoją cztery unikalne konie przywiezione ze złupionego z podpuszczenia Wenecji Konstantynopola w 1204 r. Oryginały wykonane w złoconym brązie w II w pne. znajdują się w Museo Marciano i są jedynymi zachowanymi do naszych czasów rzeźbami tego rodzaju. Sama kwadryga nie zachowała się. Napoleon oczywiście wywiózł je do Paryża, ale wróciły stamtąd na swoje miejsce. 
Wchodzimy do Bazyliki i od razu przenosimy się w krąg bizantyjskiej sztuki i ikonografii. Cudowne mozaiki na sklepieniach i ścianach, złoto, brąz, dostojeństwo Chrystusa i świętych.. Aż smutek ogarnia, jak się pomyśli jaki cios zadało to miasto Konstantynopolowi w 1204 r, nie zdając sobie sprawy, że jednocześnie podcina korzenie swojej egzystencji... 
Oczywiście, kolejne wieki przyniosły zmiany i nowe warstwy - jest Bizancjum, gotyk, renesans, barok, jest złoto, srebro, wspaniałe mamury i inne kamienie... ale mnie zachwyciła najbardziej ta warstwa najdawniejsza... 











Ze względu na kiepską pogodę to przez imponujący Plac św. Marka tylko przeszliśmy szybkim krokiem, podobnie jak przez interesujące zaułki w drodze do Mostu Rialto. Wenecja jest osadzona na 118 wysepkach połączonych mostami, mostkami, tworząc istny labirynt. 




W czasach, gdy było to prawdziwe miasto, na parterze budynków mieściły się sklepy, składy, sklepiki, na podwórkach dziś wyłożonych płytami  czy brukiem, czerpano ze studni, podlewając ogrody... dziś gdzie nie docierają turyści jest pusto i dość martwo... 


Dla nas ważnym punktem na mapie zwiedzania były odwiedziny w Fondaco dei Tedeschi, imponującym domu towarowym wybudowanym w średniowieczu jako siedziba i skład dla kupców niemieckich. Mój syn i współpodróżnik pisał o nim pracę magisterską, więc wspaniale było samemu dotknąć historii wkraczając w jego mury. W 1505 r. pierwotny budynek został zniszczony w pożarze i odbudowany z renesansowym rozmachem w 1508 r. Dzisiaj jest ekskluzywnym centrum handlu otwartym ponownie po gruntownej restauracji w 2016 r. Nad wewnętrzym dziedzińcem jest dzis zawieszony przeszklony sufit, będący jednocześnie podstawą tarasu widokowego na całą Wenecję. 





Stąd już dwa kroki do słynnego Mostu Rialto. Deszczowy dzień oznaczał, że nie było na nim tłumu ludzi i można było spokojnie przejść na drugą, znacznie mniej turystyczną stronę. Dwa kroki od słynnego mostu i można było spokojnie zjeść pyszne owoce morza w przyzwoitej cenie i wstąpić na odwieczny targ świeżych warzyw, owoców jak również kryty targ rybny. Tu można spotkać się z prawdziwą historią, tu od 1097 r niezmiennie przywożone są świeże owoce, warzywa, przybijają łodzie rybackie ze świeżym towarem. Tu można znaleźć małe knajpki z pyszną zupą rybną, czy też spagetti z czarnym sosem z kałamarnicy. 
Przechodziły tędy pożary, zniszczenia, ale to miejsce trwa dalej. Obecna kryta hala rynku rybnego pochodzi z początku XX w, ale dzięki neogotyckiemu stylowi świetnie wpisuje się w to miejsce. 





A po tym pysznym i niedrogim lunchu zostawiliśmy za sobą lekko rozmytą w deszczu Wenecję, by udać się na wysepki Laguny Weneckiej. W pierwszej kolejności przybiliśmy na Murano. Tu mieszczą się słynne manufaktury szkła Murano, gdzie powstają prawdziwe duże i małe arcydzieła. 
Samo miasteczko, podobnie jak Wenecja, powstało na wysepkach połączonych kanałami. W 1291 r. wszyscy wytwórcy szkła przenieśli się tam z Wenecji z nakazu władzy, bojącej się pożarów. Od tego momentu miasteczko rozwinęło się w słynne centrum wytwarzania wyrobów szklanych. Przez wieki Wenecja zazdrośnie strzegła sekretów szkła Murano, dopiero pod koniec XVI w. bardziej przedsiębiorczy i odważni mistrzowie rzemiosła podjęli ryzykowną decyzję o opuszczeniu miasteczka i przeniesieniu się do innych krajów, w tym do Niderlandów i Anglii. Do dziś Murano jest siedzibą renomowanych wytwórni szkła, gdzie cała produkcja jest ręczna i oparta o wielowiekowe tradycje i techniki. Najstarsze nieprzerwanie działające przedsiębiorstwo powstało w 1866 r. 
I my mogliśmy podziwiać zarówno proces powstawania tych cacek, jak też odwiedzić sklep z wyrobami firmowymi. Nie oparłam się pokusie i przywiozłam parę drobiazgów, ale udało mi się zrobić zdjęcia innych znacznie wspanialszych wyrobów. 





Laguna pełna jest wysp i wysepek. Niektóre do dziś są zamieszkałe, są pośród nich nawet wyspy prywatne, bez wstępu dla zwykłych śmiertelników. 
Na wielu z nich przez wieki mieściły się klasztory, gdzie przez wieki zgromadzono skarby sztuki i kultury. Większość z nich uległa zniszczeniu i ograbieniu, gdy przyszli francuzcy wyzwoliciele pod Napoleonem... zostały gołe mury. Czasem dało się taki klasztor podnieść z ruiny i przywrócić do życia, chociaż o dawnej świetności można tylko pomyśleć... 
Miałam niekłamaną przyjemność dotarcia do takiego miejsca, do wysepki z klasztorem franciszkanów San Francesco del Deserto, założonego już w 1220 r, gdzie przebywał także swego czasu sam św. Franciszek wracając z Egiptu. Klasztor oczywiście został dokładnie ograbiony i zamieniony w magazyny przez rewolucyjnych francuskich barbarzyńców. W 1858 r. wrócił do życia i do zakonu. Dziś mieszka tam 5 braci opiekujących się wielowiekowym kompleksem (a raczej tym, co z niego zostało), parkiem i ogrodami. 
Miejsce pełne zadumy i ciszy, przyrody i piękna, świadek trwałości idei i przemijalności naszego materialnego świata. 

Zamieszkałe wysepki laguny tchną spokojem i nieśpiesznym rytmem życia...



Klasztor  San Francesco del Deserto









Dzień zakończyliśmy na barwnej wyspie Burano, słynącej z kolorowych domków i wspaniałych ręcznych haftów. Mam z tamtąd pamiątkę, piękny okrągły lniany obrus ręcznie haftowany. Usiądę przy stole i mogę zaraz się przenieść na wyspę na lagunie... 







Jeszcze kawa i włoskie słodkości-pyszności i w drogę powrotną czas... magiczny tydzień dobiegł końca... 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga