Majorka 2020 - wspaniała wyprawa w oparach surrealizmu - dzień 4

Marineland,  Lluc - dawne duchowe serce Majorki... i inne fascynujące miejsca ...

Tego dnia jeździliśmy trochę zygzakiem... 
Najpierw coś dla oka, czyli wizyta w Marineland. Od nas - na drugim końcu wyspy, niedaleko Palma. Chciałam zobaczyć z bliska delfiny i udało się ! Widzieliśmy też inne piękne stworzenia, ale niewątpliwie występ zespołu delfinów i ich opiekunów wart był wizyty ! Siedziałam tak zafascynowana, że z występu nie zrobiłam zdjęć, syn zresztą tez nie, ale miejsce piękne więc trochę zdjęć wrzucę. ... 


Może do góry nogami jest właściwym punktm widzenia...



















Po uczcie dla oka i posiłku dla ciała pojechaliśmy dokarmić ducha... 
A w międzyczasie zrobiło się już popołudnie.

Każdy z europejskich narodów, a nawet regionów miał kiedyś swoje cenrum duchowe, którego energia podtrzymywała jego byt. U nas ciągle jeszcze jest stosunkowo żywe sanktuarium na Jasnej Górze. Mnie osobiście nie poruszyło jakoś specjalnie, ale doceniam jego głębokie znaczenie dla trwania i żywego ducha tej ziemi. Na Majorce odpowiednikiem Jasnej Góry jest Lluc. Jego znaczenie ciągle spada, co wiąże się z postępującą sekularyzacją Hiszpanów, ale wciąż jeszcze w sierpniu, tak jak w Polsce, przybywają tu licznie pielgrzymi.

Ja widziałam je w czasie, gdy ludzie okowami strachu i zarządzeniami władz byli przykuci do progów swoich domów i turystów dotarła tu garstka. Dzięki temu można było chłonąć atmosferę i energię tego miejsca bez pośpiechu... 

Lluc leżsię u stóp gór Traumuntana, w otoczeniu gajów oliwnych i pól uprawnych. Klasztor stoi w sąsiedztwie niewielkiej miejscowości, która w żadnej mierze nie przypomina rozrośniętej Częstochowy. Z wzgórza, na którym stoi potężny krzyż, wystawiony jak głosi tradycja, przez pątników z Jerozolimy, rozciąga się niezakłócona panorama na góry i okolicę.  Przy samym klasztorze jest interesujący ogród botaniczny z figurami wyrzeźbionymi przez mnichów. W samym kompleksie klasztornym można wynająć celę na czas pobytu, a także pożywić się w dobrej restauracji. 

Sercem kompleksu jest znakomicie zachowana i pełna skarbów bazylika. Obecny kształ nadano jej w XVI w. łącząc elementy stylu renesansu i baroku. Mieści legendarną (jak obraz Czarnej Madonny) figurę Czarnej Marii, Matki Bożej. Lluc słynie także z chóru dziecięcego Els Blauets. Jego początki sięgają czasów założenia sanktuarium, a w XVI w powstała szkoła chóralna odpowiedzialna za kształcenie 6 chłopców, śpiewających codziennie na chwałę Matki Bożej. W normalnych czasach można chór (dziś mieszany) usłyszeć w dni powszednie o 13.15 śpiewających Salve Regina. W niedziele i święta zapewniają oprawę muzyczną podczas mszy i nabożeństw. 
W czasie Świąt Bożego Narodzenia jeden z członków chóru odśpiewuje również Pieśń Syblińską (El Cant de la Sybil), która to tradycja trwa nieprzerwanie od średnowiecza. Taka ciągłość robi wrażenie... 
Klasztor powstał, jak twierdzi tradycja, na żądanie Czarnej Madonny. Jej figurka, znaleziona przez pasterza, została umieszczona w kościele w sąsiedniej miejscowości, skąd zniknęła i została odnaleziona w pierwotnym miejscu. To powtarzało się 3 razy i w końcu klasztor założono dokładnie tam. Sanktuarium leży pośrodku doliny położonej już na wysokości 525 m npm, wychodzą z niego liczne trasy trekkingowe i rowerowe. 



Ta maleńka kapliczka upamiętnia miejsce znalezienia figury Czarnej Madonny (La Moreneta).



Piękny, skomplikowany, zegar słoneczny.


Plac Pielgrzymi przed klasztorem. 





Korytarzee klasztorne. Można tu wynając celę, liczba mnichów spada, więc cel do wynajmu jest pod dostatkiem... 


Dziedziniec zespołu klasztornego.



Fasada sanktuarium robi wrażenie raczej poprzez niewielką ilość ozdób, tak naćkanych na wielu barokowych i renesansowych kościołach Europy. Jest to zresztą cecha charakterystyczna kościołów na wyspie, może poza Katedrą w Palma. 


Wejście do sanktuarium. 






Figura umieszczona jest w centrum ołtarza głównego. 


Cisza i spokój ...


W sumie to nie był jeszcze koniec dnia... chociaż słońce wyraźnie chyliło się ku zachodowi. Jednak przejechaliśmy jeszcze trochę górskimi drogami, aby ostatnie promienie słońca złapać w ślicznym górskim miasteczku Fornalutx, gdzie zjedliśmy kolację, a potem wróciliśmy do bazy... 
W Fornalutx, które zostało założone jako miasteczko gdzieś w XIII w. są świetnie zachowane strome uliczki, kościółek o fundamentach z XIII w, wielkokrotnie przebudowywany, ale zachował swoją zasadniczą, prostą formę. Jest też ratusz z wieżą obronna z XVI w. Jest też parę klimatycznych, fajnych restauracji. W jednej z nich załapaliśmy się na kolację...



Historia tego kościółka sięga XIII w. 



Po górkach i dołkach trzeba sobie przysiąść.


Ratusz z wieżą obronną. 


Knajpki są otwarte na zewnątrz mimo października...


Ostatnie promieni słońca chowaja się na górami... 



I koniec dnia czwartego.... 








,



Komentarze

Popularne posty z tego bloga