Majorka 2020 - wspaniała wyprawa w oparach surrealizmu - dzień 1

A kogo tu nie było... 

W zasadzie to wcale nie wybierałam się na Majorkę. Miałam opłaconą fajną wyprawę objazdową po Rodos i różnych fajnych miejscach w południowej Turcji, gdzie mnie jeszcze nie było, ale w wyniku pseudopandemicznego szaleństwa wyprawę odwołano i trzeba było na szybko zobaczyć, gdzie jeszcze latają...
No i padło na Majorkę. Syn, z którym chętnie podróżuję miał zaplanowany z okazji Rodos urop, więc na szybko zmieniliśmy plany i hop, lądujemy na największej wyspie Balearów, czyli na Majorce. Jest piękny październik, ciepło ale nie upalnie, słonecznie i pozytywnie. Trochę jakby pusto, a nawet bardzo, ale za to ceny... za cały tydzień wypożyczenia samochodu 99 euro, za fajny hotelik tez niewiele, w sumie bajka... 
O pierwszym wieczorze nie ma co mówić bo wylądowaliśmy w ostatnich promieniach dnia, a zanim dojechaliśmy na przeciwległy koniec wyspy do Can Picaford, to już była ciemna noc... Jeszcze mapy Googla poprowadziły nas jakąś dziwną poboczną drogą, więc mieliśmy trochę dosyć wszystkiego... 
Za to ranek pogodny, śnadanie dobre. Przy śnadaniu przyglądałam się z podziwem tańcowi z maskami, który wykonywali niektórzy goście hotelowi, pilnie zakładając szmatę wielokrotnego użytku aby pójść po kawę, ciastko, bułkę i za 10 sekund ją zdjąć, i tak na okrągło... podziwu godne, o logice nie wspominając... 
My wyruszyliśmy w kierunku Alcudii, naszego pierwszego celu. Miasto to zostało założone przez Rzymian w 123 r. pne, zaraz po zajęciu przez nich Balearów. A kogo to przedtem już tu nie było? Już ok. 1000 r. pne zaglądali tam Fenicjanie, potem odkryli wyspy Grecy. To im właśnie zawdzięczamy nazwę Balearów, od słowa ballein, czyli strzelać z procy. Nam może się wydawać, iż proca to żadna groźna broń, ale starożytni byli innego zdania, a procarze z Balearów słynęli ze swoich umiejętności i wojowali pod egidą Kartagińczyków, którzy panowali nad wyspami przez pięć stuleci, a potem pod orłami Rzymian przez następne wieki. Ich umiejętności obawiali się nawet zakuci w solidne zbroje katafrakci (ciężk jazda) imperium Perskiego. Co mógł zrobić procarz takiemu starożytnemu czołgowi? A jednak... procarze ciskali nie tylko kamieni , ale także pociski ołowiane, które potrafiły przebić najlepszy pancerz i zgruchotać kości. Taki starożytny muszkiet... 
Hannibal idąc na Rzym miał ze sobą 2000 procarzy i okazali się oni bardzo skuteczni... 
Stąd po pokonaniu Kartaginy Rzym bardzo chętnie zagarnął Baleary i wprowadził tu swoje rządy. Powstały wtedy pierwsze miasta na Majorce, właśnie Alcudia (zwana wtedy Pollentia) i Palmaria, czyli obecna Palma de Mallorca. Zabawne jest, że istnieją na wyspie także miasto Pollenca jak też Port de Pollenca. Ich nazwa jest bezpośrednio związana ze starożytną rzymską Pollentią, chociaż leżą w pewnej odległości od niej, a ona sama przetrwała, choć pod inną nazwą... O Pollence będzie zresztą jeszcze mowa... 
Po Rzymianach przyszli Wandalowie, i zgodnie ze swoją sławą, pozostawili po sobie głównie ruiny, stąd też kolejni zdobywcy, Arabowie - założyli osadę pod zupełnie inną nazwą, jako Al-Kudia (Na Wzgórzu). Potem przyszła rekonkwista i odbudowane miasto otoczono nowymi murami, które jeszcze później w wieku XVI i XIX przebudowywano, dokładając do nich potężne bastiony. I dziś można się po tych murach przejść prwie na całej długości, a otoczone nimi miasteczko zachowało wiele ze swego uroku i pięknej architektury. Poza murami odkopano pozostałości starożytnej Pollentii - można zobaczyć mały teatr jak też fragmenty struktury miejskiej, ale chociaż kocham wszystko, co rzymskie, to tu dałam sobie spokój... 
Nad całą starówką góruje Iglesia de Sant Jaume (Kościół Św. Jakuba), którego początki sięgają XIV w, gdy oprócz funkcji kościelnych pełnił równiez rolę wieży obserwacyjnej, będąc bezpośrednio wbudowanym w miejskie mury. Jego obecna forma pochodzi z XIX w. gdy po zawaleniu się znacznej części budowli podniesiono go z ruin w stylu neo-gotyckim, wracając do korzeni. Niestety do środka nie udało nam się zajrzeć. Alcudia ma też piękny ratusz z okresu renesansu, wiele ciekawych domów zachowanych w oryginalnej formie.  Najbardziej zapamiętałam jednak niesamowity klimat, jaki nam towarzyszył, owo tchnienie surrealizmu, gdy krążyliśmy po całkowicie pustych uliczkach, jakby wszystkich na prawdę wymiotła zaraza, a ich prochy już się na wietrze rozsypały. Czasami miałam wrażenie, że przemierzam miasto z wszechświata równoległego... 

Pięknie zachowane mury obronne wraz z bramami wjazdowymi, wieżami i znacznie późniejszymi bastionami.


Górujący nad miastem kościół św. Jakuba





Pusto wszędzie, cicho wszędzie, co to będzie? co to będzie?







Tu jest jeden człowiek - to mój towarzysz podróży, prywatnie mój syn.







Z Alcudii wyruszyliśmy piękną drogą na półwysep Formentor, najdalej na północ wysunięty skrawek Majorki. Krajobrazy zachwycające, a na samym końcu pięknie położona latarnia morska. Było na co popatrzeć,  w latarnii nawet była otwarta restauracyjka, więc można było usiąść przy kawie, odetchnąć i przez chwilę oddać się kontemplacji.

Droga niczego sobie, a te widoki... 




Dawna wieża obserwacyjna w oddali... 





Wieją tu stałe i mocne wiatry, więc drzewa rosną pod zaiste dziwnymi kątami... 



Popołudnie postanowiliśmy spędzić w owej wspominanej wyżej Pollence, miasteczku z kamienia u podnóża Gór Tramuntana, słynącym z 365 stopni wiodących do Kalwarii. Nie jest to jedyny godny uwagi zabytek. W centrum, przy głównym placu jest piękny kościół Nostra Senyora dels Angeles, zbudowany tu jeszcze przez templariuszy, z wysoką dzwonnicą z zegarem na szczycie, a wokół nie brakuje ciekawych, zadbanych starych domów...  
Na północ stoi chyba jedyny tak dobrze zachowny na wyspie most rzymski... 

W Pollence nie odczuwało się też owego powiewu surrealizmu, gdyż było tam nawet dość sporo ludzi... zarówno miejscowych, jak i turystów... 

,





To drzewo też pamięta wiele, wiele stuleci... 


No to w górę marsz... 







A z góry widok wspaniały... 



Na samym szczycie stoi barokowa kaplica kalwaryjna z końca XVIII w. 



Wnętrze jest bardzo proste, wręcz ascetyczne.



Na dole już jest centralny plac Plaza Mayor i wspomniany kościół Pani Aniołów z dzwonnicą.


A oto i sam Plaza Mayor




I zaułki dookoła placu... 






A oto i sam kościół Nostra Senyora dels Angels

Zbudowali go w XIII w. Templariusze, którzy otrzymali liczne nadania ziemskie w tej okolicy jako wyraz wdzięczności króla Jaume I za pomoc udzieloną przez zakon w odzyskaniiu Balearów. Potężną dzwonnicę dodano w XV w. Sam kościół uległ na przestrzeni wieków wielu przebudowom, wnętrze najwięcej zawdzięcza epoce późnego baroku  (XVIII w). W tym stylu jest zarówno główny ołtarz, jak też ołtarze poboczne . 






Dzień 1 dobiegł do końca. Przyniósł nam mnóstwo wrażeń, zarówno estetycznych jak i kulinarnych, gdyż jedzenie w Pollenca było znakomite i świetnie smakowało po kalwaryjskiej wspinaczce. Przed nami inna część wyspy - dzień 2.







,








...




Komentarze

Popularne posty z tego bloga