Teneryfa 2020 - cudowny czas samotności - dzień 3

Królowa wyspy

Ognista góra, najwyższy szczyt Hiszpanii (3715 m npm), tak... wyższy niż którykolwiek w Pirenajach (3404 m npm). Widoczna ze wszystkich stron Teneryfy i z innych wysp archipelagu. Ostatnia duża erupcja była w 1909 r. Wulkan wraz z przyległościami stanowi Park Narodowy na niebagatelnym obszarze prawie 19 000 hektarów !
Wokół szczytu rozciąga się ogromna kaldera, powstała wskutek zapadnięcia się poprzednich stożków wulkanicznych. Krajobraz tu jest prawie księżycowy, nie dziwne też, że kręcono tu wiele filmów których akcja działa się gdzieś na innych ciałach niebieskich. 
Wulkan jest jak najbardziej czynny. Na szczęście ostatni wybuch z najwyżej położonego krateru miał miejsce ok. 2000 lat temu, ale boczne kratery niejednokrotnie dawały ujście potężnym erupcjom. 
Jedna z nich przykryła dokładnie ważny port Garachico, które nazywane jest czasem Kanaryjskimi Pompejami. 
Na samą górę można wjechać wygodnie kolejką, ale w czasie mojego pobytu ta opcja była tymczasowo zamknięta. 

Formacje skalne po drodze do kaldery Teide. 


Endemiczne sosny kanaryjskie potrafią pobierać wodę z mgieł, są też bardzo odporne na wysokie temperatury. Dzięki specjalnie zbudowanej korze potrafią przetrwać przejście potoku lawy.


Wielka kaldera poniżej szczytu Teide.





W tle szczyt wulkanu.









A pośrodku tego pustkowia kapliczka... 


A nas droga prowadzi już dalej... 


Z górki na pazurki zrobiliśmy zjazd do miejscowości Masca, słynącej z pięknego położenia. Nie przeczę, miejsce godne uwagi, ale mnie najbardziej się podobały drogi prowadzące tam. Wróciłam tam dwa dni potem samochodem, nie po to by jeszcze raz pozachwycać się miejscem, lecz aby sobie podkręcić adrenalinę jeżdżąc po prowadzącej tam i z powrotem drodze. Było super !

To się nazywa fajna droga w dół !


Masca już niedaleko... 


Wioska z widokiem... deleko na ocean... 
Z wioski można zrobić trekking w dół wąwozu Masca. Nową trasę otworzono w 2021 r., wprowadzono ograniczenia co do liczby chętnych. Trzeba się ze sporym wyprzedzeniem zapisać.
Mnie wystarczyło popatrzeć, zresztą w 2020 r. trasa była zamknięta.


Sama osada Masca jest pięknie położona, bardzo zadbana i może być wspaniałym przystankiem po serpentynach drogi. Kulinarnie także nie rozczarowuje. 

Główny plac wioski z kaplicą.








I już się zrobiło popołudnie i czas jechać dalej, do tutejszych Pompejów, czyli Garachico. 

Na wjeździe do miasteczka widać naturalne baseny El Caleton uformowane przez lawę, która spłynęła na Garachico w 1706 r. niszcząc go w znacznym stopniu i unicestwiając port, któremu miejscowość zawdzięczała swoje bogactwo. 

Obok basenów zachował się Castillo de San Miguel. Budynek był częścią fortyfikacji miasta, zbudowanych ok. 1577 r. Jest w swoim charakterze bardzo podobny do Castillo de San Felipe, o którym pisałam w poście o Puerto de la Cruz.




Wysepka u wybrzeży miasteczka.


Na uwagę zasługuje też główny plac miasta (Plaza de la Liberdad)  i budynki się tam znajdujące. 
W oczy rzuca się Casa de Piedra, czyli Dom z Kamienia, siedziba hrabiów La Gomera pochodzący z XVI w, ale w obecnym kształcie przebudowany po nieszczęsnej erupcji. 


Innym ciekawym budynkiem jest to Casa Roja, początkowo (w XVI w.) siedziba Sióstr Franciszkanek, potem przebudowany w XVII w. przez Markiza de la Quinta Roja (stąd jego nazwa). Dom przetrwał katastrofę 1706 r. i dziś służy jako hotel 


Z placu widać też dzwonnicę kościoła Św. Anny (1542), który również został przebudowany po uszkodzeniu przez lawę w 1706 r. 



Do wnętrza niestetny nie udało mi się zajrzeć..


Do budynków na głównym placu należy też kompleks dawnego klasztoru franciszkanów, wraz z kościołem i kaplicą (1542 r). Obecnie znajduje się tu Dom Kultury Garachico. 


Idąc spacerkiem przez miasto tu i ówdzie rzuciły mi się w oczy ciekawe budynki. Gdzieś w bocznym zaułku miałam też przyjemność załapania się na pyszne owoce morza i lokalne wino... Pycha... 



A wisienka na torcie to Dom Młynarza, ostatni z istniejących. Dziś znajduje się poniżej poziomu morza, więc trzeba było go trochę okopać. W środku jest wystawa poświęcona wulkanom. Ale najpiękniejsza jest roślinność dookoła tego niepozornego domku. 



Ale to jeszcze nie był koniec tej wycieczki, bowiem parę kilometrów dalej jest miejscowość Icod de los Vinos, gdzie rośnie cudne, najstarsze na wyspie, a może i na świecie Drzewo Smocze. Nazywa się go Dracena Millenaria, czyli 1000-letnia dracena, co jest pewną przesadą. Jego wiek szacuje się na nie więcej niż 800 lat, ale to i tak świetny wynik !


O innych atrakcjach tego miejca, takich jak Jaskinia Wiatrów czy Motylarnia nic nie opowiem, bowiem byly na 4 spusty zamknięte. Ale spacer po starej części miasta też dał mi okazję przyjrzeć się wielu ciekawym, zadbanym budowlom i ciągle zachwycającej przyrodzie... 


Sięgający korzeniami 1515 r. kościół św. Marka


Brama prowadząca do kompleksu zabudowań przy kościele św. Marka


I jeszcze spacerkiem po miasteczku... 






I to już koniec wycieczki, nastał wieczór dnia trzeciego, pięknie było i się skończyło... a może nie?


















Komentarze

Popularne posty z tego bloga