Początki podróży były siermiężne....
Po raz pierwszy wyrwałam się z socjalistycznej szarzyzny w 1988 r. Zupełnie przypadkiem znalazłam gdzieś ogłoszenie, że kibuce w Izraelu proponują studentom pobyt i wyżywienie i małe kieszonkowe w zamian za pracę w okresie wakacyjnym. No to załatwiłam na tej podstawie wizę, jakimś cudem zebrałam na bilet do Tel-Awiwu przez Bukareszt i w drogę...
Pobyt był bardzo ciekawy, z przygodami, ale nie zostały mi po nim żadne wizualne pamiątki, aparatu fotograficznego nie miałam, nawet pamiętnik z tego okresu gdzieś zaginął... zostały wspomnienia trochę już zamglone, więc może kiedyś go opiszę, ale tutaj umieszczam tylko wzmiankę, gdyż było to moje okno na świat...
W czerwcu pamiętnego 1989 r. dostałam półroczne stypendium do Anglii, więc udałam się do pierwszego zachodniego kraju. W zasadzie nie miałam szans, żeby na wyznaczony termin pojawić się na miejscu, gdyż kolejki do konsulatu były na dni stania, a i biletów nie było... a ja miałam raptem 3 dni na załatwienie wszystkiego... Widocznie jednak wyjazd był mi pisany, bo jakoś na zupełnie "krzywy ryj" wepchnęłam się gdzieś na przód kolejki, a i z LOT-u zadzwonili, że ktoś odwołał lot i jest wolne miejsce... i 17 czerwca 1989 r. wylądowałam w Londynie i stamtąd autobusem dojechałam na miejsce w wyznaczonym terminie. Cud ! I tak sobie przez wakacje popracowałam na angielskiej ziemi, odłożyłam na aparat fotograficzny, kupiłam trochę kaset VHS z ulubionymi filmami, trochę płyt cd z muzyką.... pozwiedzałam trochę i zaczęłąm zajęcia na jesieni. Został mi z tego wyjazdu album ze zdjęciami, wiele wspomnień, pogłębiona znajomość angielskiego, która się bardzo przydała w życiu... To był drugi krok w świat...
Po tym jak wróciłam w 1990 r. do Polski, znów żyło się trochę siermiężnie.... na jesieni udało mi się na parę dni wyjechać do Berlina, który właśnie stał się miastem w zachodnich Niemczech - wschodnia część miasta była szara i bura, wiele historycznych obiektów zrujnowanych... Zdjęcia pokazują miasto sprzed przemian, na progu nowego, ale pełne jeszcze ponurej przeszłości...
Potem długo, długo nic i w końcu wyjazd do Tunezji na 2 tygodniowe wakacje w 1998 r. Zakochałam się wtedy nieodwołalnie w błękicie Morza Śródziemnego, w ciągnących się kilometrami plażach, w oazach na pustyni.... Wracałam do tego kraju jeszcze parokrotnie, odkrywając jego wielowarstwową i bardzo starą historię. Cudowne i bardzo niedoceniane miejsce... O nich będzie tu sporo, bo już następna podróż do Tunezji została udokumentowana cyfrowo i wokół zdjęć będę mogła opleść parę dłuższych opowieści...
W 1999 r. udało mi się wyjechać do Grecji i po raz pierwszy tam stanąć na tym moście nad rzeką czasu, gdzieś wśród ulic i mozaik Pelli, gładząc Białą Wieżę w Tessalonikach, czy odwiedzając miejsce urodzin Arystotelesa, gdzie w końcu można się było napić normalnej kawy a nie frappe ! Z tej wyprawy jeszcze zdjęcia były w technice klasycznej, więc spoczywają w odpowiednim albumie czekając na przeniesienie do świata cyfrowego. Opowieści poczekają więc też...
Potem w 2001 r. był wyjazd do Antalii, spotkanie ze starożytnymi cywilizacjami na terenie dzisiejszej Turcji, wiele cudownych miejsc, gdzie przeszłość była tak intensywnie obecna, że wręcz dotykalna, a potem przez wiele lat nic... Trochę wędrówek po Mazowszu, wypady na Mazury, do Nałęczowa, ale dalej odlecieć się nie dało, meandry codzienności mocno trzymały w szponach... aż przyszedł rok 2008, kiedy mogłam kupić pierwszą kamerę cyfrową i wyruszyć na ukochane południe.... Zabrałam Mamę, najstarszego syna i przyjaciółkę na wyprawę do wspomnianej już Tunezji... Otwórzmy więc drzwi do sezamu z opowieściami o tym małym skromnym kraju, który kiedyś był centrum wielkiego imperium...
Komentarze
Prześlij komentarz